Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 8


Perrie's POV

- Ładnie tu, prawda? Czasem przychodzimy tutaj, żeby odpocząć - napomniałam, kiedy wkroczyłyśmy na wielką polanę, miejsce spotkań naszej paczki. Zarówno ja, jak i reszta, uwielbialiśmy to miejsce. Nikt tutaj oprócz nas nigdy nie przychodzi, także jest to jedno z nielicznych miejsc gdzie możemy zachowywać się jak chcemy. Na środku polany stało wielkie drzewo. Zazwyczaj przy nim chłopcy urządzają pokazy siły, walczą ze sobą ukazując swoje zdolności, ale i jednocześnie je kształcąc. Z postury Zayn wygląda na silnego, sprytnego i groźnego, a szczerze mówiąc nie raz oberwał od Nialla, a pamiętajmy, że obydwoje nie należą do tych samych bytów nadprzyrodzonych. Chociaż czasem mam wrażenie, że mulat robi to specjalnie. To bardzo motywuje chłopców do dalszych potyczek.
Odpowiedziałam na pytanie Annabelle zgodnie z prawdą. Louis i Harry przebywają tu najczęściej, sami. Każdy z nas ma własny kąt za polaną, gdzie możemy się odizolować od całej reszty kiedy mamy na to ochotę. Dlatego zmarszczyłam brwi, kiedy wyczułam czyjąś obecność w sektorze Harry'ego. Ann rozglądała się, więc raczej nie zauważyłaby mojego zniknięcia. W wampirzym tempie znalazłam się przy kryjówce bruneta. Ni stąd, ni z owąd pod moje nogi przyturlała się butelka, w której niegdyś znajdował się alkohol. Szybkim krokiem zbliżyłam się do siedliska Harry'ego. Czułam czyjąś obecność. Znałam ten zapach. Nie było dla mnie zaskoczeniem, kiedy zza krzewu ujrzałam Stylesa. Pijanego. Leżał na wznak na trawie, bełkocząc pod nosem coś niezrozumiałego.
- Harry - podeszłam do chłopaka i kopnęłam go lekko w bok w celu zwrócenia na siebie jego uwagi. Nie poskutkowało. Westchnęłam cicho i odczekałam jeszcze kilka sekund, po czym nachyliłam się nad nim z zamiarem złapania go za bluzkę i rzuceniem nim o pobliskie drzewko, które, na sto procent, złamałoby się pod jego ciężarem. Nagle chłopak zaczął mówić:
- Pamiętasz, jak to jest być człowiekiem? - mruknął, układając swoje ręce na brzuchu, w taki sam sposób, w jaki układają ludzi w trumnach. Zmarszczyłam brwi na jego pytanie.
- Dlaczego pytasz?
- Bo ja nie - wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza odpowiedź, jaka istnieje. - A chciałbym. Kurwa, bardzo bym chciał - przewróciłam oczami, czy on ma zamiar mi się teraz zwierzać? Harry nigdy tego nie robił. - Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że zawsze chcesz czegoś, czego mieć nie możesz? Wampiry nie mogą znów być ludźmi, ale w sumie ludzie mogą być wampirami. Pieprzeni ludzie! Kurwa! - brunet uderzył się z otwartej ręki w czoło. Szczerze, chciało mi się śmiać. Nigdy nie myślałam nad tym czy chcę znów być śmiertelna. - Wiesz, gdyby nie to, że dzisiaj przez moment czułem się jak człowiek, pewnie nie leżałbym tutaj pijany, tylko wpierdalałbym wiewiórki
Stanowczo za dużo alkoholu jak dla niego.
- Przecież ty nie jesz wiewiórek, idioto - zmarszczyłam brwi. Głupek. Spojrzał na mnie zmrużonymi oczami.
- I tak bym to robił - powiedział, powoli akcentując każdy wyraz, a ja się skrzywiłam. Krew zwierzęca nie była dla mnie. Smakuje okropnie. Ugh!
- Tak w ogóle, to co ma człowieczeństwo z tym, że wokół ciebie leży dwanaście opróżnionych butelek alkoholu?
- Wszystko - ponownie wzruszył ramionami, a po kilku sekundach ciszy wybuchnął śmiechem. Westchnęłam na jego nieskładną odpowiedź. Nie dogadamy się. - Ciężko mi. Pieprzona nieśmiertelność
- O, proszę. Czyżby Harry Styles po raz pierwszy w życiu przyznał, że chciałby być człowiekiem? Wampir, który kilkaset lat temu brzydził się śmiertelności? Dobre, ha! - zaśmiałam się. Brunet wstał i otrzepał spodnie z ziemi na której leżał, przez co zatoczył się do tyłu. Dla żartu dźgnęłam go palcem wskazującym w żebra, przez co ponownie stracił równowagę. Wlał w siebie sporą ilość alkoholu. - Jesteś zalany w trupa - założyłam ręce na piersi w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Ja? W trupa? - Harry parsknął śmiechem. Raz się użala, a potem za wesoło mu. - Równie dobrze mogłaś powiedzieć 'zalany w siebie'. Jestem trupem jakby nie patrząc - śmiech przemienił się w napad drgawek, potocznie zwanych głupawką. Uniosłam brew. Co za kretyn.
- Kiedy jesteś pijany, twoje żarty są do luftu. Zresztą, nigdy ci nie wychodzą - fuknęła.
- Wadą bycia wampirem jest zbyt szybka regeneracja. Upijesz się i bum! Za pięć minut jesteś trzeźwy. Zero zabawy. Zaczekaj dwie minuty, a będę jak nowy - brunet klasnął w dłonie. Po raz kolejny zachwiał się, ale zdążył złapać się gałęzi, ochraniając tym samym tyłek przed spotkaniem z ziemią. Wielka szkoda, należało mu się.

I faktycznie, pod dwóch minutach cały alkohol z niego wyparował. Znów zachowywał się normalnie (to pojęcie względne. On nie jest normalny).
- Nie wiem jak ty, ale ja wracam na polanę. Zostawiłam Annabelle tam samą
- Czekaj, ona jest tu z tobą?
- Chciała wyjść, więc pokazałam jej to miejsce, pewnie teraz je ogląda. Albo zorientowała się, że mnie nie ma - wolnym krokiem ruszyłam w stronę miejsca, w którym zostawiłam dziewczynę samą.
- Mam nadzieję, że nie wyjdzie poza polanę. Zostawiłem małą niespodziankę w kryjówce Louisa - Harry uniósł brwi. Podążał za mną.
- Nie mów, że znowu ktoś tam leży - Harry to dość specyficzny gość. Uwielbia robić każdemu na złość. Nie raz każdy z nas znalazł w swoim miejscu pozbawionego krwi człowieka. Co za drań. Najpierw się naje, a potem podrzuci. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby coś chociaż zostawił. Ale po co?
- Okay, nie powiem - wyszczerzył zęby w beszczelnym uśmiechu, za co oberwał sójką w bok.
- Mówię poważnie. Jeśli zauważy, że mnie nie ma i będzie chciała na własną rękę wrócić do domu, a przez przypadek znajdzie twój jebany prezent, to cię osobiście zabiję.
Harry chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy krzyk. Bardzo głośny krzyk.
- Jak bardzo mam przejebane?


Ann's POV

Złapała mnie straszna kolka, ale mimo tego nie przestałam biec. Łzy spływały mi po polikach, więc przestałam je wycierać, bo od razu pojawiały się nowe. I tak w kółko. Nogi miałam jak z waty. Przed chwilą upadłam koło trupa! I to tak blisko, że moja twarz prawie dotykała ręki tego człowieka. Obrzydliwe! Nigdy w życiu nie widziałam martwego ciała, nawet na pogrzebach. To niemały szok.
Biegłam ile sił w nogach, nie przestawałam płakać. Nie wiedziałam nawet, czy biegnę w dobrym kierunku. Krzyknęłam, kiedy poczułam szarpnięcie za ramię, przez co gwałtownie wpadłam na czyjś tors. Nie słyszałam, aby ktoś za mną biegł. A co, jeżeli to morderca? Z przerażenia okładałam pięściami tors napastnika, krzyczałam, ale on był silniejszy. Unieruchomił moje nadgarstki.
- Ann - nie potrafiłam zidentyfikować głosu, wszystko słyszałam niewyraźnie. Byłam zbyt przestraszona. Skąd morderca miałby znać moje imię?
- Ann - ktoś potrząsnął moimi ramionami i otarł łzy z policzków. - To ja, Harry - zamrugałam kilka razy, bo łzy zamazały mi cały obraz. Uspokoiłam się, kiedy ujrzałam parę znajomych zielonych oczu. Co on tutaj robił?
- Harry, musisz stąd iść! Gdzieś tutaj jest morderca, a tam leży ciało, on nas zabije! - zaczęłam gestykulować rękami i wyrywać się w dalszą ucieczkę. - Na miłość boską, widziałam trupa, Harry! Dlaczego kurwa stoisz w miejscu?! - wpadłam w histerię.
- Cśś...już dobrze. Jesteś bezpieczna - wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić, co nie było takie proste. Wtuliłam się w jego tors, co chyba zaskoczyło chłopaka, ale po chwili zaczął delikatnie głaskać mnie po głowie. Otoczył mnie swoimi ramionami. Założę się, że gdyby chciał, to bez wysiłku mógłby mnie bez problemu zmiażdżyć. Zacisnęłam ręce na czarnym t-shirt'cie Harry'ego, dając większy upust łzom. Dał mi poczucie bezpieczeństwa. W razie czego mnie obroni, prawda? Był wredny, ale czasem potrafi zachować się jak należy. Ma zmienne nastroje, także nigdy nie wiem czego mam się po nim spodziewać. W tej chwili najważniejsze było to, że czułam się bezpiecznie, nie byłam sama. Aż głupio było mi przyznać to przed samą sobą, ale jego dotyk chociaż trochę ukoił moje nerwy, przestałam płakać.
Nagle w głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Perrie.
- Widziałeś gdzieś Perrie? - uniosłam głowę do góry, by złapać kontakt wzrokowy. Boże, on był wyższy ode mnie o więcej niż głowę!
- Tu jestem! - blondynka pomachała ręką w moją stronę, podbiegła do nas. - Wszystko w porządku? - spojrzała pytająco na mnie i Harry'ego. W końcu byłam do niego przytulona. I nie miałam zamiaru go puszczać. Dalej się bałam. Perrie zauważyła łzy, które od dobrych kilkunastu minut moczyły moje policzki.
- A jak myślisz? - pociągnęłam nosem. - Gdzieś ty była? Zostawiłaś mnie samą. Dobrze wiedziałaś, że nie znam tego miejsca - Harry milczał. W dalszym ciągu bawił się moimi włosami. Wolno głaskał mnie po głowie, ale wyraźnie czułam, że był skupiony na naszej wymianie zdań.
- Przepraszam, okay? Musiałam po coś pójść. Myślałam, że nie zauważysz, jak na chwilę zniknę.
- Nie zauważę? Widzisz to? - odsunęłam się od chłopaka i wyciągnęłam ręce przed siebie. Trzęsły się. - A wiesz dlaczego? Bo praktycznie leżałam na martwym człowieku!
Oboje byli zdezorientowani, a kątem oka widziałam, jak Harry się spiął.
- Leżałaś? - zapytał.
- Jest ciemno, potknęłam się. Wiesz, co ja przeżyłam, kiedy pierwsze, co zobaczyłam, gdy oświetlałam sobie drogę telefonem, był trup? - Perrie milczała. Może chciała coś powiedzieć, ale najwidoczniej wolała zatrzymać to dla siebie. - Chcę wrócić do domu - mruknęłam. Odwróciłam się od Harry'ego i Perrie. Poszłam przed siebie. Słyszałam, że idą za mną, a moje ręce nadal się trzęsły.


Harry's POV

Pierwszy dotarłem do Annabelle. Biegła przed siebie, nie patrzyła dokąd. Pewnie nawet nie znała drogi powrotnej. W wampirzym tempie, bezszelestnie znalazłem się tuż za nią, więc złapałem ją za ramię i przyciągnąłem do siebie, przez co odbiła się od mojego torsu. Pewnie jeszcze bardziej ją wystraszyłem, bo okładała mnie pięściami. Rozpoznała mnie dopiero kiedy wypowiedziałem jej imię. Nie miałem zamiaru przytulać tej małej kruchej dziewczyny. Chciałem trzymać ją jak najdalej od siebie, ale kiedy sama przylgnęła do mnie, nie mogłem jej odepchnąć. Nie potrafiłem. Była cała rozstrzęsiona. Nie dziwię jej się. To, co zobaczyła dzisiaj nie było dla niej zbyt przyjemne. Moja koszulka została zmoczona przez jej łzy, a strach wyczuwałem tak samo jak pot. Bała się. Próbowałem zapewnić ją, że jest w porządku, nic jej nie grozi, ale gdyby tylko wiedziała, że to ja jestem sprawcą tego rozszarpanego gardła, nie przytulałaby się teraz do mnie. Z wielkim trudem panowałem nad sobą. Czułem jej zapach.
Przysłuchiwałem się też wymianie zdań dziewczyn. Ann była bardzo silnym człowiekiem. Pomimo tego, że widziałem, jak bardzo jest rozstrzęsiona, dało się wyczuć, że jest silną dziewczyną.
Rada na przyszłość: uważać, gdzie się zostawia zwłoki.

Razem z Perrie odprowadziliśmy Annabelle do domu. Może i dziwnie to zabrzmi, ale czułem się winny stanu dziewczyny, w jakim się teraz znajowała. Z drugiej strony mogła nie węszyć po naszym terytorium.
Louis widząc zapłakaną siostrę z opuchniętymi oczami w progu spojrzał na nas obojga morderczym wzrokiem. Wzrokiem "co jej zrobiliście?". Nie miałem siły na tłumaczenia, więc zostawiłem Perrie samą w progu i wróciłem do domu, uprzednio spoglądając ukradkiem na Annabelle, która stała za Louisem i posłała mi delikatny uśmiech. Piękny uśmiech.


Ann's POV

Zaraz po zamknięciu drzwi Louis złapał mnie za rękę, aby porozmawiać. Nie byłam w stanie na jakąkolwiek rozmowę w tym momencie.
- Co się stało? - zapytał, kiedy moja noga dotknęła pierwszego stopnia schodów. - Czy któryś z nich coś-
- Nikt mi nic nie zrobił, Louis - oznajmiłam. Mój brat był czasem strasznie opiekuńczy.
- Więc co się stało?
- Nie jestem w stanie o tym rozmawiać
- Ann, proszę, powiedź mi - spojrzałam na bruneta i skrzyżowałam ręce na piersi. To mój brat, powinien wiedzieć, prawda? Wzięłam głęboki wdech i po krótkim milczeniu powiedziałam:
- Widziałam trupa
- Co widziałaś?! - widziałam, jak mięśnie Louisa napięły się. - Czy ty...zadzwoniłaś na policję?
Dobre pytanie. Nie, nie zrobiłam tego.
- Ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mi do głowy to była policja. Ty sądzisz, że ja myślałam o takich rzeczach, kiedy panikowałam? - zmarszczyłam brwi. Louis zacisnął dłoń w pięść. Był zły, tylko nie wiedziałam czy na mnie czy może na kogoś innego. - Przepraszam, Lou. Mam dość. Muszę dojść do siebie - wycofałam się i wbiegłam po schodach prosto do swojego pokoju, trzaskając trzwiami.

W dalszym ciągu czułam zapach rozkładającego się ciała, a ręce, chociaż mniej niż przedtem, dalej się trzęsły. Coś czułam, że dzisiaj nie zasnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz