Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

czwartek, 23 sierpnia 2018

Rozdział 11


Nigdy wcześniej tak się nie czułam jak teraz. Od kilku godzin uśmiechałam się od ucha do ucha. Teraz może już mniej, bo czułam jak ta radość powoli paruje ze mnie, ale w dalszym stopniu wszystko mnie cieszyło. Nagle widok martwego ciała stał mi się obojętny, nie obchodziło mnie to zbytnio.
Jakiś czas temu zapadł zmrok, zbliżała się godzina dziesiąta. Słuchałam swojej ulubionej muzyki. Wcześniej włosy związałam w kucyka, bo było mi za gorąco, a bluzkę zmieniłam na czarną koszulkę mojego brata. Nie miałam niestety już siły, aby zdjąć bordowe legginsy. Za duża koszulka Louisa spadała mi co chwilę z ramienia, co mnie trochę denerwowało.
Podskoczyłam na łóżku, kiedy usłyszałam pukanie dochodzące ze strony drzwi balkonowych. Czymżbym zamknęła tam Louisa? Raczej nie. Może ktoś rzucił w nie czymś.
Wstałam z łóżka i podeszłam do oszklonych drzwi. Ciepłe sierpniowe powietrze otuliło moje gołe stopy, a kiedy stanęłam przy barierce, nikogo nie było na podwórko. Zmarszczyłam brwi i jeszcze raz dokładnie się rozejrzałam. Może się przesłyszałam.
Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do swojego pokoju. Od jakiegoś czasu wyobraźnia płata mi figle. 
Czerwone oczy, zbity wazon, lecz brak śladów. Sprawdziłam to ostatnio, wazon faktycznie zniknął. Głowa mi pękała od natłoku myśli.
Z westchnieniem wyciągnęłam z szafy krótkie spodenki oraz koszulkę nocną i ręcznik. Skierowałam się w stronę łazienki z zamiarem wzięcia długiego prysznica.

~*~

Wróciłam do swojego pokoju przebrana w pidżamę, uprzednio wysuszyłam także włosy. Były w nieładzie, ale po umyciu zawsze takie są, dlatego co jakiś czas układałam je palcami, a potem przerzuciłam na lewe ramię. Włączyłam muzykę. Urządzenie rzuciłam na łóżko. Było po dziesiątej, ale nie byłam śpiąca. Nie wiedziałam też co mogę robić o tej godzinie. Spoglądałam na półkę z książkami. Owszem, były moje, ale nigdy ich nie przeczytałam. Nie czytam książek. Czasem mi się zdarzy, ale to na prawdę rzadko. Może dzisiaj poczytam? Przydałoby się. Nie przepadam za tym jakoś szczególnie, ale na chwilę obecną nie miałam nic innego do roboty. Podeszłam do regału i stanęłam na palcach z zamiarem sięgnięcia po jedną z książek, ale zanim zdążyłam dobrze złapać ją w rękę, upadła z hukiem na podłogę.


Znowu ten sam dźwięk z balkonu.

Ktoś robi sobie żarty? To nie jest śmieszne. Zostawiłam książkę, która leżała grzbietem do góry i z impetem otworzyłam drzwi balkonowe. Wydałam z siebie pisk, ale czyjaś dłoń szybko zakryła moje usta. Harry stał u progu. Na moim balkonie. Kiedy zorientowałam się, że to on, odsunął rękę.
- Wystraszyłeś mnie! - uderzyłam chłopaka w ramię. Nie odpowiedział, stał w miejscu, ale uśmiechał się. - Co ty tu robisz?

Pierwsze pytanie: jak on się tutaj znalazł? Nie był w naszym mieszkaniu od wczoraj. Balkon jest nisko osadzony, ale raczej nie wskoczył. Została tylko jedna opcja - musiał się wspiąć, ale po co?
Poczekałam kilka sekund, po czym pomachałam dłonią przed jego twarzą. Chwycił mnie za nadgarstek.
- Chcę ci coś pokazać - cała radość ze mnie uleciała już jakiś czas temu. Ponownie bałam się gdziekolwiek ruszyć. Chyba oszalał. Już raz wyszłam z domu o tej porze i jak to się skończyło?
- Dlaczego szczerzysz się jak idiota? - zmarszczyłam brwi, kiedy pociągnął mnie za nadgarstek i wyprowadził na balkon. Nie było zimno, przecież jest sierpień.
- Twoje ręce. Zimno ci? - zapytałam, gdy poczułam lekki chłód jego dłoni. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam. Chłopak najwyraźniej puścił moje pytanie mimo uszu, bo nie odpowiedział.
- Pójdziesz ze mną? - blask w jego oczach był czymś niespotykanym, takim tajemniczym, dziwnym. Wahałam się, nie chcę znowu na coś trafić. O jeden raz za dużo.
- Ja nie-
- Proszę - wypuściłam powietrze. Co miałam zrobić? Nie chciałam, ale kiedy spojrzałam na jego twarz, chyba mu zależało na tym, abym z nim gdzieś poszła. Może coś go trapi? Ale dlaczego przyszedł z tym do mnie? Nie znam go zbyt dobrze, i vice versa. Odwróciłam się od chłopaka i wyjęłam z szafy nowe tenisówki, które planowałam założyć w następnym tygodniu oraz czarną bluzę. Nie zmieniałam swoich krótkich spodenek, było dość ciepło.
- Gdzie mam iść? - zapytałam, zakładając ręce na piersi.
- Zobaczysz, ale- wyjął z tylnej kieszeni spodni jakiś materiał. - To niespodzianka

Harry uśmiechnął się do mnie, starając się chyba dodać mi otuchy. W sumie, co mi szkodzi? Przecież nic dwa razy się nie zdarza, prawda?
Skinęłam głową na znak zgody, a po chwili materiał zasłonił moje oczy.


~*~

Nie możesz się wycofać, wiesz o tym.


Kurwa, wiem. Tak cholernie nie chcę tego robić, ale tak desperacko chcę też spróbować jej krwi pomimo tego, iż wiem, że na jednej kropli się nie skończy. Teraz kieruje mną żądza krwi. I głos.
Trudno jest mi powstrzymywać transformację, ale gdybym od razu pokazał Annabelle czym jestem, zaczęłaby zapewne krzyczeć, a wtedy z całą pewnością w jej pokoju pojawiłby się Louis, co zrujnowałoby całą zabawę.

Co ja gadam, jaką zabawę? To tylko jedna z głupich gierek tego popieprzonego głosu. Może i pokazuje naszą prawdziwą naturę kiedy się zapominamy, ale też zabiera ci kontrolę nad własnym ciałem. Nie wiesz co robisz, słyszysz jedynie głos, który zapewnia cię, że to, co robisz jest dobre.
Tak było i tym razem. Przekonał mnie, że już na samym początku, pod tym sklepem powinienem wypić jej krew co do kropli. Taka słodka.

A teraz trzymałem ją w ramionach i prowadziłem tą naiwną kruszynę prosto do niespodzianki. Trzymała się kurczowo mojej koszulki. Chustka, którą zawiązałem na jej oczach ograniczyła jej zmysł wzroku, dzięki czemu była zdana tylko na mnie. Byłem tak blisko, że jej lekko rozwiane przez wiatr długie włosy co chwilę dotykały mojej brody. Ledwo, ale jednak. Dziewczyna sięgała mi do ramienia, taka niziutka.
Długo czekałem na ten moment. Już teraz czuję aromat jej świeżej krwi. Obeszło się bez krzyku. Nie musiałem jej wcale porywać. Wystarczy, że szła razem ze mną potulna jak baranek i niczego się nie domyślała. No bo skąd ma wiedzieć o istnieniu istot nadprzyrodzonych? Może gdyby Louis wcześniej jej to powiedział, byłaby ostrożniejsza.

Zaraz zacznie się uczta.

Ann's POV

Harry ostrożnie prowadził mnie, podczas kiedy ja trzymałam się kurczowo jego koszulki. Był dobrym przewodnikiem, nie powiem.
To nie tak, że ufałam chłopakowi bezgranicznie, ale na pewno w jakimś maleńkim stopniu tak. Przecież nie zrobi mi krzywdy, prawda? Poprzednio praktycznie mnie uratował, więc dlaczego miałby chcieć mnie teraz skrywdzić?

Nagle Harry zatrzymał się, co za tym poszło, ja także. Obejmował mnie w talii. Byłam ciekawa gdzie mnie zaprowadził. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, kiedy brunet rozwiązał chustkę zakrywającą moje oczy, a kiedy ją zabrał z pola widzenia, mój uśmiech momentalnie zbladł, natomiast jego stał się jeszcze większy.
Oto co zobaczyłam. Polana. Wielka cholerna polana! Ta durna polana z tym durnym drzewem na środku. To chyba jakieś żarty. Znowu tu jestem. W miejscu, gdzie mój strach się zaczął. Moje oczy świdrowały to miejsce wzrokiem. Bałam się.
- I jak, podoba się? - zapytał chłopak, kiedy jednym ruchem obrócił mnie twarzą do siebie za łokieć. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Dlaczego jestem tutaj po raz kolejny? Czy to jakaś chora gra, a moja postać to banshee? Mam znajdować trupy? To wcale nie jest zabawne. O nie, dziękuję.
- Dlaczego to zrobiłeś? - wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła łza.
- Cóż, kochana, ostatnim razem kiedy tutaj byłaś nie przeżyłaś wszystkich ekscytujących rzeczy, które cię tu czekają - Harry uśmiechał się od ucha do ucha, jakby sprawiało mu to satysfakcję, że się boję i nie mam miłych wspomnień związanych z tym miejscem. Bałam się nawet pytać, ale to zrobiłam:
- Jakich przeżyć?

Chłopak puścił mnie, a ja automatycznie odsunęłam się od niego. Szczelniej okryłam się bluzą i po raz kolejny rozejrzałam się po okolicy. Niby takie spokojne miejsce, a budzi lęk. Bynajmniej we mnie.
- Jest wiele rzeczy, o których nie wiesz, Annabelle - w normalnej sytuacji wkurzyłabym się za to, że ktoś nazwał mnie pełnym imieniem, bo nienawidziłam tego, ale to nie była normalna sytuacja. I Harry też nie był normalny. Mogę się po nim spodziewać, że raz jest wkurzony, a raz miły, ale w życiu nie pomyślałabym, że mógłby zabrać mnie do miejsca, do którego przysięgłam sobie, że już nie wrócę. On był psychiczny.
- Nie bez powodu twój brat nie chciał nam o tobie powiedzieć - nie odzywałam się. Brunet chodził po polanie z założonymi z tyłu rękoma, a ja czekałam tylko na moment, kiedy będę mogła bezszelestnie uciec. Nie gęstymi krzakami, jak ostatnio. Teraz na pewno znam drogę powrotną.
Kiedy Harry był odwrócony do mnie plecami, ja stawiałam wolne kroki w stronę drogi. Nie miałam zamiaru tutaj zostawać. Nie chciałam znaleźć kolejnego ciała. Trzęsłam się, ale nie chciałam pokazywać strachu.

Brunet nie odwrócił się ani razu. Ślepo wpatrywał się w jakiś punkt. Był dość daleko ode mnie, więc czym prędzej zaczęłam biec. Z taką odległością trochę zajmie mu dogonienie mnie. Może zdążę wrócić do domu. Dlaczego u licha zaprowadził mnie w to miejsce?
Moje szczęście nie trwało długo. Ktoś oderwał mnie od ziemi i zarzucił na ramię. Znieruchomiałam, kiedy zauważyłam Harry'ego.
- Jak ty to zrobiłeś? Byłeś tak daleko - byłam zszokowana. To niemożliwe, aby tak szybko biegał. Okładałam pięściami jego plecy, lecz ten ani drgnął. Niósł mnie, jakbym była piórkiem.
- Mówiłem ci, wielu rzeczy jeszcze nie wiesz - pisnęłam, kiedy posadził mnie pod drzewem. - Nie ruszaj się!

Zacisnęłam usta w wąską linię. Co go ugryzło? Czego nie wiem? Zakręciło mi się w głowie od tego wszystkiego. Nie tak chciałam spędzić ten wieczór.
Harry kucnął obok mnie i potarł swoje skronie, próbując zebrać myśli.
- Co się do cholery dzieje? - sapnęłam sama do siebie. Mam nadzieję, że to kolejny koszmar.
- Za każdym razem mam tak wielką ochotę cię zabić

Spojrzałam na chłopaka:
- J-Jak to z-zabić? - byłam przerażona. Przyjaciel mojego brata mówi mi, że chce mnie zabić. Louis, w co ty się wpakowałeś?! Coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że robi jakieś szemrane interesy. Jest dilerem? Kupuje?


Morduje?

- Tak po prostu - wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic. Przychodzi mu to z taką łatwością.
Zaraz, zaraz. Co, jeśli to Harry zabił tego mężczyznę? Widziałam za dużo, mogę być następna.
O dziwo, Harry zachowuje stoicki spokój, jakby nic się nie działo. Czy zabijanie jest jego rutyną? To ma własnie zamiar ze mną zrobić? Może popadam w paranoję?

Paranoję? Puknij się w łeb, Annabelle. Przecież przed chwilą powiedział, że chce cię zabić!

- Nie chcę skończyć jak ten mężczyzna, proszę - łzy zalały moje policzki. Kolana podciągnęłam pod klatkę piersiową. Czekałam na jakiś ruch z jego strony, lecz jedyne, co otrzymałam to głucha cisza.
A potem szloch. Podniosłam głowę. Chłopak siedział w tej samej pozycji co ja. Twarz schował między ramionami.
Co jest grane?

Jestem tak samo przerażona jak i zdezorientowana jednocześnie. Boże, ten chłopak ma jakieś problemy psychiczne. Potrzebuje pomocy.

Głupia jesteś, jeżeli chcesz mu jeszcze pomagać. Wstawaj i uciekaj póki możesz.

Nie mogłam. Zamiast tego siedziałam dalej pod drzewem i patrzyłam na Harry'ego, który w każdej chwili może wybuchnąć po raz kolejny. Może to wszystko to jakiś chory żart? Terapia szokowa? Pewnie zaraz reszta wyskoczy zza drzew. Jeśli tak, to tym razem to ja będę chciała zabić.
- Harry? - szepnęłam. Bałam się cokolwiek zrobić, jednak coś mnie zapewniało, że jednak mnie nie skrzywdzi.


Głupia, głupia, głupia. Wiej!

Dotknęłam jego ramienia. Co ja robię? Z jego słów wynikało, że miałam stracić życie, a teraz mam zamiar go pocieszać?

A niech ci nawet odgryzie tą rękę!

Mimo że moja podświadomość miała rację, nie chciałam zostawiać chłopaka samego w lesie. Ewidentnie coś wziął. Chciałam cofnąć dłoń, ale Harry zaczął mówić:
- Nie chce już tak żyć - wyłkał. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Jak zachowywać się przy naćpanym człowieku? Takie mam podejrzenia, że coś wziął, no bo co innego? Oczy miał czerwone, teraz też i od płaczu. Na sto procent się naćpał.

Ale ta jego szybkość. Nie był sportowcem.
Odsunęłam się od Harry'ego kiedy zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam. Nie powinnam była się do niego zbliżać. Na nieszczęście nie wzięłam ze sobą telefonu. Ponownie ogarnęła mnie panika. Mam teraz tutaj siedzieć i czekać aż się wypłacze, żeby mógł mnie udusić albo Bóg wie co?

Ostrożnie wstałam z wilgotnej ziemi. Powinnam stąd odejść.
- Nie bój się mnie - brunet pociągnął nosem i wytarł mokre policzki. - Proszę - przyciągnął do siebie swoje kolana i skierował na mnie wzrok. - Już nie mam zamiaru cię skrzywdzić

Chyba zamieniliśmy się rolami, bo teraz to on wyglądał na wystraszonego. Nie mogłam zostać. Dalej się go bałam. A co, jeśli to jest jakiś podstęp? Już nie chce mnie skrzywdzić? Dlaczego wcześniej chciał?
- Harry, ja nie wiem co się dzieje, ale przerażasz mnie. Chcę wrócić do domu.
- Ann, proszę. Nie bój się mnie - chłopak podniósł się z ziemi, przez co ja się cofnęłam. - Przysięgam, nic ci nie zrobię


Harry's POV

Przez cały czas toczyłem wewnętrzną walkę ze swoim głosem. Kiedy już zaprowadziłem Annabelle na polanę, do której z pewnością nie chciała już wracać zrozumiałem, że to, co robię jest złe. Próbowałem to zwalczyć, ale on nie pozwalał. Powtarzał mi jak to dobra jest jej krew, a ja musiałem to sprawdzić. Byłem o krok od zabicia jej, kiedy zaczeła płakać. Wiem, że Ann na pewno chce wiedzieć co się dzieje.
- Przypominasz mi mnie. Młodszego mnie - nie zbliżałem się do dziewczyny, bo nie chciałem spłoszyć jej jeszcze bardziej. - Po prostu...masz coś, co ja straciłem. I tego nienawidzę - zacisnąłem ręce w pięści. Nawet nie wiedziałem, że kiedyś zatęsknię za byciem człowiekiem. A jednak. Teraz zrozumiałem, że zawsze docenia się to, czego się nie ma. Jestem zmęczony zabijaniem, byciem martwym i zimnym.
- Co to jest? - zapytała mnie po dłuższej chwili.

Co miałem jej na to odpowiedzieć? Najlepiej byłoby powiedzieć prawdę, ale Louis mnie zabije. W sumie i tak już sobie nagrabiłem u niego.
- Coś nieosiągalnego - burknąłem. To prawda, człowieczeństwo było nieosiągalne. Nie da się przecież powstać z martwych.

To, że zachowywałem się spokojnie nie oznacza, że nie mam ochoty na krew Annabelle. Wiał delikatny wiatr, przez co jej zapach dolatywał do moich nozdży. Jestem drapieżcą, a ona ofiarą, ale jest okay, dopóki głos się nie wtrąca.
- Idź do domu, najszybciej jak możesz

Nie mogę ryzykować, że znowu będę próbował ją zaatakować.
Dziewczyna nie ruszała się z miejsca. Louis musi jej kurwa powiedzieć, bo póki co ona nie może się bronić. Nawet nie wie przed czym ma się bronić.
Moje ręce zaczęły się trząść. Znowu się zaczyna. Kurwa.
- Ann, proszę. Biegnij! - nie minęła sekunda, a brunetka powoli znikała z mojego pola widzenia.


No, Harry, myślałeś, że to koniec. Dałem ci parę minut odpoczynku, ale teraz pokaże ci jak być prawdziwym łowcą. To twoja zdobycz. Wysuń kły i gryź.
Pamiętaj, najlepsze jest to, nad czym trzeba się nabiegać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz