Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

czwartek, 23 sierpnia 2018

Rozdział 11


Nigdy wcześniej tak się nie czułam jak teraz. Od kilku godzin uśmiechałam się od ucha do ucha. Teraz może już mniej, bo czułam jak ta radość powoli paruje ze mnie, ale w dalszym stopniu wszystko mnie cieszyło. Nagle widok martwego ciała stał mi się obojętny, nie obchodziło mnie to zbytnio.
Jakiś czas temu zapadł zmrok, zbliżała się godzina dziesiąta. Słuchałam swojej ulubionej muzyki. Wcześniej włosy związałam w kucyka, bo było mi za gorąco, a bluzkę zmieniłam na czarną koszulkę mojego brata. Nie miałam niestety już siły, aby zdjąć bordowe legginsy. Za duża koszulka Louisa spadała mi co chwilę z ramienia, co mnie trochę denerwowało.
Podskoczyłam na łóżku, kiedy usłyszałam pukanie dochodzące ze strony drzwi balkonowych. Czymżbym zamknęła tam Louisa? Raczej nie. Może ktoś rzucił w nie czymś.
Wstałam z łóżka i podeszłam do oszklonych drzwi. Ciepłe sierpniowe powietrze otuliło moje gołe stopy, a kiedy stanęłam przy barierce, nikogo nie było na podwórko. Zmarszczyłam brwi i jeszcze raz dokładnie się rozejrzałam. Może się przesłyszałam.
Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do swojego pokoju. Od jakiegoś czasu wyobraźnia płata mi figle. 
Czerwone oczy, zbity wazon, lecz brak śladów. Sprawdziłam to ostatnio, wazon faktycznie zniknął. Głowa mi pękała od natłoku myśli.
Z westchnieniem wyciągnęłam z szafy krótkie spodenki oraz koszulkę nocną i ręcznik. Skierowałam się w stronę łazienki z zamiarem wzięcia długiego prysznica.

~*~

Wróciłam do swojego pokoju przebrana w pidżamę, uprzednio wysuszyłam także włosy. Były w nieładzie, ale po umyciu zawsze takie są, dlatego co jakiś czas układałam je palcami, a potem przerzuciłam na lewe ramię. Włączyłam muzykę. Urządzenie rzuciłam na łóżko. Było po dziesiątej, ale nie byłam śpiąca. Nie wiedziałam też co mogę robić o tej godzinie. Spoglądałam na półkę z książkami. Owszem, były moje, ale nigdy ich nie przeczytałam. Nie czytam książek. Czasem mi się zdarzy, ale to na prawdę rzadko. Może dzisiaj poczytam? Przydałoby się. Nie przepadam za tym jakoś szczególnie, ale na chwilę obecną nie miałam nic innego do roboty. Podeszłam do regału i stanęłam na palcach z zamiarem sięgnięcia po jedną z książek, ale zanim zdążyłam dobrze złapać ją w rękę, upadła z hukiem na podłogę.


Znowu ten sam dźwięk z balkonu.

Ktoś robi sobie żarty? To nie jest śmieszne. Zostawiłam książkę, która leżała grzbietem do góry i z impetem otworzyłam drzwi balkonowe. Wydałam z siebie pisk, ale czyjaś dłoń szybko zakryła moje usta. Harry stał u progu. Na moim balkonie. Kiedy zorientowałam się, że to on, odsunął rękę.
- Wystraszyłeś mnie! - uderzyłam chłopaka w ramię. Nie odpowiedział, stał w miejscu, ale uśmiechał się. - Co ty tu robisz?

Pierwsze pytanie: jak on się tutaj znalazł? Nie był w naszym mieszkaniu od wczoraj. Balkon jest nisko osadzony, ale raczej nie wskoczył. Została tylko jedna opcja - musiał się wspiąć, ale po co?
Poczekałam kilka sekund, po czym pomachałam dłonią przed jego twarzą. Chwycił mnie za nadgarstek.
- Chcę ci coś pokazać - cała radość ze mnie uleciała już jakiś czas temu. Ponownie bałam się gdziekolwiek ruszyć. Chyba oszalał. Już raz wyszłam z domu o tej porze i jak to się skończyło?
- Dlaczego szczerzysz się jak idiota? - zmarszczyłam brwi, kiedy pociągnął mnie za nadgarstek i wyprowadził na balkon. Nie było zimno, przecież jest sierpień.
- Twoje ręce. Zimno ci? - zapytałam, gdy poczułam lekki chłód jego dłoni. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam. Chłopak najwyraźniej puścił moje pytanie mimo uszu, bo nie odpowiedział.
- Pójdziesz ze mną? - blask w jego oczach był czymś niespotykanym, takim tajemniczym, dziwnym. Wahałam się, nie chcę znowu na coś trafić. O jeden raz za dużo.
- Ja nie-
- Proszę - wypuściłam powietrze. Co miałam zrobić? Nie chciałam, ale kiedy spojrzałam na jego twarz, chyba mu zależało na tym, abym z nim gdzieś poszła. Może coś go trapi? Ale dlaczego przyszedł z tym do mnie? Nie znam go zbyt dobrze, i vice versa. Odwróciłam się od chłopaka i wyjęłam z szafy nowe tenisówki, które planowałam założyć w następnym tygodniu oraz czarną bluzę. Nie zmieniałam swoich krótkich spodenek, było dość ciepło.
- Gdzie mam iść? - zapytałam, zakładając ręce na piersi.
- Zobaczysz, ale- wyjął z tylnej kieszeni spodni jakiś materiał. - To niespodzianka

Harry uśmiechnął się do mnie, starając się chyba dodać mi otuchy. W sumie, co mi szkodzi? Przecież nic dwa razy się nie zdarza, prawda?
Skinęłam głową na znak zgody, a po chwili materiał zasłonił moje oczy.


~*~

Nie możesz się wycofać, wiesz o tym.


Kurwa, wiem. Tak cholernie nie chcę tego robić, ale tak desperacko chcę też spróbować jej krwi pomimo tego, iż wiem, że na jednej kropli się nie skończy. Teraz kieruje mną żądza krwi. I głos.
Trudno jest mi powstrzymywać transformację, ale gdybym od razu pokazał Annabelle czym jestem, zaczęłaby zapewne krzyczeć, a wtedy z całą pewnością w jej pokoju pojawiłby się Louis, co zrujnowałoby całą zabawę.

Co ja gadam, jaką zabawę? To tylko jedna z głupich gierek tego popieprzonego głosu. Może i pokazuje naszą prawdziwą naturę kiedy się zapominamy, ale też zabiera ci kontrolę nad własnym ciałem. Nie wiesz co robisz, słyszysz jedynie głos, który zapewnia cię, że to, co robisz jest dobre.
Tak było i tym razem. Przekonał mnie, że już na samym początku, pod tym sklepem powinienem wypić jej krew co do kropli. Taka słodka.

A teraz trzymałem ją w ramionach i prowadziłem tą naiwną kruszynę prosto do niespodzianki. Trzymała się kurczowo mojej koszulki. Chustka, którą zawiązałem na jej oczach ograniczyła jej zmysł wzroku, dzięki czemu była zdana tylko na mnie. Byłem tak blisko, że jej lekko rozwiane przez wiatr długie włosy co chwilę dotykały mojej brody. Ledwo, ale jednak. Dziewczyna sięgała mi do ramienia, taka niziutka.
Długo czekałem na ten moment. Już teraz czuję aromat jej świeżej krwi. Obeszło się bez krzyku. Nie musiałem jej wcale porywać. Wystarczy, że szła razem ze mną potulna jak baranek i niczego się nie domyślała. No bo skąd ma wiedzieć o istnieniu istot nadprzyrodzonych? Może gdyby Louis wcześniej jej to powiedział, byłaby ostrożniejsza.

Zaraz zacznie się uczta.

Ann's POV

Harry ostrożnie prowadził mnie, podczas kiedy ja trzymałam się kurczowo jego koszulki. Był dobrym przewodnikiem, nie powiem.
To nie tak, że ufałam chłopakowi bezgranicznie, ale na pewno w jakimś maleńkim stopniu tak. Przecież nie zrobi mi krzywdy, prawda? Poprzednio praktycznie mnie uratował, więc dlaczego miałby chcieć mnie teraz skrywdzić?

Nagle Harry zatrzymał się, co za tym poszło, ja także. Obejmował mnie w talii. Byłam ciekawa gdzie mnie zaprowadził. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, kiedy brunet rozwiązał chustkę zakrywającą moje oczy, a kiedy ją zabrał z pola widzenia, mój uśmiech momentalnie zbladł, natomiast jego stał się jeszcze większy.
Oto co zobaczyłam. Polana. Wielka cholerna polana! Ta durna polana z tym durnym drzewem na środku. To chyba jakieś żarty. Znowu tu jestem. W miejscu, gdzie mój strach się zaczął. Moje oczy świdrowały to miejsce wzrokiem. Bałam się.
- I jak, podoba się? - zapytał chłopak, kiedy jednym ruchem obrócił mnie twarzą do siebie za łokieć. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Dlaczego jestem tutaj po raz kolejny? Czy to jakaś chora gra, a moja postać to banshee? Mam znajdować trupy? To wcale nie jest zabawne. O nie, dziękuję.
- Dlaczego to zrobiłeś? - wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła łza.
- Cóż, kochana, ostatnim razem kiedy tutaj byłaś nie przeżyłaś wszystkich ekscytujących rzeczy, które cię tu czekają - Harry uśmiechał się od ucha do ucha, jakby sprawiało mu to satysfakcję, że się boję i nie mam miłych wspomnień związanych z tym miejscem. Bałam się nawet pytać, ale to zrobiłam:
- Jakich przeżyć?

Chłopak puścił mnie, a ja automatycznie odsunęłam się od niego. Szczelniej okryłam się bluzą i po raz kolejny rozejrzałam się po okolicy. Niby takie spokojne miejsce, a budzi lęk. Bynajmniej we mnie.
- Jest wiele rzeczy, o których nie wiesz, Annabelle - w normalnej sytuacji wkurzyłabym się za to, że ktoś nazwał mnie pełnym imieniem, bo nienawidziłam tego, ale to nie była normalna sytuacja. I Harry też nie był normalny. Mogę się po nim spodziewać, że raz jest wkurzony, a raz miły, ale w życiu nie pomyślałabym, że mógłby zabrać mnie do miejsca, do którego przysięgłam sobie, że już nie wrócę. On był psychiczny.
- Nie bez powodu twój brat nie chciał nam o tobie powiedzieć - nie odzywałam się. Brunet chodził po polanie z założonymi z tyłu rękoma, a ja czekałam tylko na moment, kiedy będę mogła bezszelestnie uciec. Nie gęstymi krzakami, jak ostatnio. Teraz na pewno znam drogę powrotną.
Kiedy Harry był odwrócony do mnie plecami, ja stawiałam wolne kroki w stronę drogi. Nie miałam zamiaru tutaj zostawać. Nie chciałam znaleźć kolejnego ciała. Trzęsłam się, ale nie chciałam pokazywać strachu.

Brunet nie odwrócił się ani razu. Ślepo wpatrywał się w jakiś punkt. Był dość daleko ode mnie, więc czym prędzej zaczęłam biec. Z taką odległością trochę zajmie mu dogonienie mnie. Może zdążę wrócić do domu. Dlaczego u licha zaprowadził mnie w to miejsce?
Moje szczęście nie trwało długo. Ktoś oderwał mnie od ziemi i zarzucił na ramię. Znieruchomiałam, kiedy zauważyłam Harry'ego.
- Jak ty to zrobiłeś? Byłeś tak daleko - byłam zszokowana. To niemożliwe, aby tak szybko biegał. Okładałam pięściami jego plecy, lecz ten ani drgnął. Niósł mnie, jakbym była piórkiem.
- Mówiłem ci, wielu rzeczy jeszcze nie wiesz - pisnęłam, kiedy posadził mnie pod drzewem. - Nie ruszaj się!

Zacisnęłam usta w wąską linię. Co go ugryzło? Czego nie wiem? Zakręciło mi się w głowie od tego wszystkiego. Nie tak chciałam spędzić ten wieczór.
Harry kucnął obok mnie i potarł swoje skronie, próbując zebrać myśli.
- Co się do cholery dzieje? - sapnęłam sama do siebie. Mam nadzieję, że to kolejny koszmar.
- Za każdym razem mam tak wielką ochotę cię zabić

Spojrzałam na chłopaka:
- J-Jak to z-zabić? - byłam przerażona. Przyjaciel mojego brata mówi mi, że chce mnie zabić. Louis, w co ty się wpakowałeś?! Coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że robi jakieś szemrane interesy. Jest dilerem? Kupuje?


Morduje?

- Tak po prostu - wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic. Przychodzi mu to z taką łatwością.
Zaraz, zaraz. Co, jeśli to Harry zabił tego mężczyznę? Widziałam za dużo, mogę być następna.
O dziwo, Harry zachowuje stoicki spokój, jakby nic się nie działo. Czy zabijanie jest jego rutyną? To ma własnie zamiar ze mną zrobić? Może popadam w paranoję?

Paranoję? Puknij się w łeb, Annabelle. Przecież przed chwilą powiedział, że chce cię zabić!

- Nie chcę skończyć jak ten mężczyzna, proszę - łzy zalały moje policzki. Kolana podciągnęłam pod klatkę piersiową. Czekałam na jakiś ruch z jego strony, lecz jedyne, co otrzymałam to głucha cisza.
A potem szloch. Podniosłam głowę. Chłopak siedział w tej samej pozycji co ja. Twarz schował między ramionami.
Co jest grane?

Jestem tak samo przerażona jak i zdezorientowana jednocześnie. Boże, ten chłopak ma jakieś problemy psychiczne. Potrzebuje pomocy.

Głupia jesteś, jeżeli chcesz mu jeszcze pomagać. Wstawaj i uciekaj póki możesz.

Nie mogłam. Zamiast tego siedziałam dalej pod drzewem i patrzyłam na Harry'ego, który w każdej chwili może wybuchnąć po raz kolejny. Może to wszystko to jakiś chory żart? Terapia szokowa? Pewnie zaraz reszta wyskoczy zza drzew. Jeśli tak, to tym razem to ja będę chciała zabić.
- Harry? - szepnęłam. Bałam się cokolwiek zrobić, jednak coś mnie zapewniało, że jednak mnie nie skrzywdzi.


Głupia, głupia, głupia. Wiej!

Dotknęłam jego ramienia. Co ja robię? Z jego słów wynikało, że miałam stracić życie, a teraz mam zamiar go pocieszać?

A niech ci nawet odgryzie tą rękę!

Mimo że moja podświadomość miała rację, nie chciałam zostawiać chłopaka samego w lesie. Ewidentnie coś wziął. Chciałam cofnąć dłoń, ale Harry zaczął mówić:
- Nie chce już tak żyć - wyłkał. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Jak zachowywać się przy naćpanym człowieku? Takie mam podejrzenia, że coś wziął, no bo co innego? Oczy miał czerwone, teraz też i od płaczu. Na sto procent się naćpał.

Ale ta jego szybkość. Nie był sportowcem.
Odsunęłam się od Harry'ego kiedy zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam. Nie powinnam była się do niego zbliżać. Na nieszczęście nie wzięłam ze sobą telefonu. Ponownie ogarnęła mnie panika. Mam teraz tutaj siedzieć i czekać aż się wypłacze, żeby mógł mnie udusić albo Bóg wie co?

Ostrożnie wstałam z wilgotnej ziemi. Powinnam stąd odejść.
- Nie bój się mnie - brunet pociągnął nosem i wytarł mokre policzki. - Proszę - przyciągnął do siebie swoje kolana i skierował na mnie wzrok. - Już nie mam zamiaru cię skrzywdzić

Chyba zamieniliśmy się rolami, bo teraz to on wyglądał na wystraszonego. Nie mogłam zostać. Dalej się go bałam. A co, jeśli to jest jakiś podstęp? Już nie chce mnie skrzywdzić? Dlaczego wcześniej chciał?
- Harry, ja nie wiem co się dzieje, ale przerażasz mnie. Chcę wrócić do domu.
- Ann, proszę. Nie bój się mnie - chłopak podniósł się z ziemi, przez co ja się cofnęłam. - Przysięgam, nic ci nie zrobię


Harry's POV

Przez cały czas toczyłem wewnętrzną walkę ze swoim głosem. Kiedy już zaprowadziłem Annabelle na polanę, do której z pewnością nie chciała już wracać zrozumiałem, że to, co robię jest złe. Próbowałem to zwalczyć, ale on nie pozwalał. Powtarzał mi jak to dobra jest jej krew, a ja musiałem to sprawdzić. Byłem o krok od zabicia jej, kiedy zaczeła płakać. Wiem, że Ann na pewno chce wiedzieć co się dzieje.
- Przypominasz mi mnie. Młodszego mnie - nie zbliżałem się do dziewczyny, bo nie chciałem spłoszyć jej jeszcze bardziej. - Po prostu...masz coś, co ja straciłem. I tego nienawidzę - zacisnąłem ręce w pięści. Nawet nie wiedziałem, że kiedyś zatęsknię za byciem człowiekiem. A jednak. Teraz zrozumiałem, że zawsze docenia się to, czego się nie ma. Jestem zmęczony zabijaniem, byciem martwym i zimnym.
- Co to jest? - zapytała mnie po dłuższej chwili.

Co miałem jej na to odpowiedzieć? Najlepiej byłoby powiedzieć prawdę, ale Louis mnie zabije. W sumie i tak już sobie nagrabiłem u niego.
- Coś nieosiągalnego - burknąłem. To prawda, człowieczeństwo było nieosiągalne. Nie da się przecież powstać z martwych.

To, że zachowywałem się spokojnie nie oznacza, że nie mam ochoty na krew Annabelle. Wiał delikatny wiatr, przez co jej zapach dolatywał do moich nozdży. Jestem drapieżcą, a ona ofiarą, ale jest okay, dopóki głos się nie wtrąca.
- Idź do domu, najszybciej jak możesz

Nie mogę ryzykować, że znowu będę próbował ją zaatakować.
Dziewczyna nie ruszała się z miejsca. Louis musi jej kurwa powiedzieć, bo póki co ona nie może się bronić. Nawet nie wie przed czym ma się bronić.
Moje ręce zaczęły się trząść. Znowu się zaczyna. Kurwa.
- Ann, proszę. Biegnij! - nie minęła sekunda, a brunetka powoli znikała z mojego pola widzenia.


No, Harry, myślałeś, że to koniec. Dałem ci parę minut odpoczynku, ale teraz pokaże ci jak być prawdziwym łowcą. To twoja zdobycz. Wysuń kły i gryź.
Pamiętaj, najlepsze jest to, nad czym trzeba się nabiegać.

czwartek, 16 sierpnia 2018

Rozdział 10


Harry's POV

Kipiałem ze złości. Byłem wściekły, bardzo wściekły. Moje dłonie zacisnęły się w pięści, a usta w wąską linię. Wszystko, co złe, to ja. Zawsze tak było, powinienem się przyzwyczaić, ale nie potrafię. Mam tego dosyć. Każda taka rozmowa, o ile można to tak nazwać, kończy się moim wybuchem i ucieczką. No, może nie określiłbym tak tego, po prostu mam dość ich narzekań i oskarżeń.
Zaszyłem się w swoim mieszkaniu, napawając się błogą ciszą panującą wokół mnie. Podszedłem do barku i chwyciłem szklankę, którą napełniłem ulubioną whiskey. To wcale nie sprawiło, że poczułem się lepiej. Opróżniłem ją za jednym razem, a naczynie wrzuciłem w ogień szalejący w kominku, który zasyczał, gdy ostatnie krople alkoholu zetknęły się z nim. Wplotłem dłonie we włosy i pociągnąłem za nie, a po kilku sekundach moje wargi opuścił wrzask. W furii zrzuciłem wszystko co znajdowało się na stole, po czym wywróciłem także i jego. Mój salon wyglądał jak jeden wielki bałagan, ale zbytnio mnie to nie obchodziło. Musiałem jakoś wyładować swój gniew, a rozwalenie krzeseł to stanowczo za mało.


Skoro tak bardzo chcą, abym był tym najgorszym, to tego najgorszego dostaną.

Louis's POV

Annabelle przez cały dzień nie wychodziła ze swojego pokoju. Leżała w łóżku przykryta pierzyną aż po szyję, a ja co jakiś czas sprawdzałem czy wszystko z nią w porządku, przynosząc ze sobą tacę jej ulubionych placków po węgiersku w nadziei, że chociaż trochę poprawią jej humor.
Kurczę, czego ja się spodziewam? Po takim przeżyciu nic nie będzie w stanie jej rozweselić.

Pod wieczór zadzwoniłem do Nialla. Może on coś zdziała. Już mówię dlaczego. Otóż zarówno wampiry jak i wilkołaki mogą posiadać zdolności, co oznacza, że nie każdy potrafi zrobić coś ponad swoją rasę. Liam na przykład czyta w myślach, co czasami bardzo się przydaje. Jest to użyteczne tylko wtedy, gdy przeciwnik nie spodziewa się takiego ataku. W przeciwnym razie wie na co się przygotować, więc stara się zablokować dostęp do swoich myśli. Na nasze szczęście, ta umiejętność jest bardzo ciężka do opanowania.
Harry z kolei jest silniejszy od większości wampirów w jego wieku, a nawet i starszych, ale to nie zmienia faktu, że jest również i największym kretynem. Czasami się zastanawiam czy to nie jest jego umiejętnością.
Zayn, jak to Zayn. Zazdrości innym, że mają coś, czego on nie. Jeżeli chodzi o strategie i pomysły, to jest całkiem dobry jak się postara. Z reguły woli, jak ktoś za niego odwali brudną robotę. Szczerze mówiąc, nie wiem co Perrie w nim widzi. To porządna dziewczyna, a trafiła na kogoś takiego jak Malik.
W dalszym ciągu jestem na nią zły za ten cały incydent, ale nie tak bardzo jak na Stylesa. Denerwują mnie te jego żarty. Dobra, jeżeli o to chodzi, to jest mistrzem, ale ten sam "kawał" po raz kolejny nie jest zabawny. Bynajmniej dla mnie. Reszta paczki śmieje się jak opętana, kiedy któryś z nas znajdzie martwego człowieka w swojej kryjówce.

Powracając do naszych zdolności, Perrie potrafi uleczyć każdą ranę. Z ciamajdami w naszej paczce to bardzo przydatna cecha. Niektórzy mają tendencję do pakowania się w kłopoty...aż za często. Oczywiście, wampirzyca nie leczy tych małych zadrapań, które po kilku sekundach się goją, lecz te większe, które potrzebują kilku godzin, a nawet dni na regenerację. W prawdzie nie zabije nas to, ale dzięki umiejętnościom Perrie ból znika szybciej.
Co do Nialla, on wyczuwa emocje danej osoby. Może stwierdzić czy ktoś jest smutny, wesoły albo zły. Czasem mu współczuję. Nie opanował tego daru do końca, także wyczuwa czyjś stan emocjonalny od czasu do czas nawet, jeśli tego nie chce. Dlatego prosiłem go o pomoc. Chcę wiedzieć czy z moją siostrą wszystko w porządku.
Nie musiałem otwierać drzwi blondynowi. Jak widać, zadomowił się na tyle, że nie używa dzwonka.
- Co jest? - od razu zapytał, kiedy pojawił się w progu kuchni.
- Mam do ciebie sprawę - wskazałem na krzesło znajdujące się na przeciw mnie, zachęcając chłopaka, aby usiadł. - Chodzi o Ann
- Coś się stało? - zmarszczył brwi - Czy ty...powiedziałeś jej?
- Nie, nie! Nic z tych rzeczy! - machnąłem ręką. Nie mógłbym jej powiedzieć. Nie, kiedy jest w tym stanie. Nie chcę jej bardziej wystraszyć. Fakt faktem, ma silny charakter, ale wolę tego nie testować.
- To o co chodzi? Jesteś zdenerwowany - wszystko wszystkim, umiejętność Nialla jest przydatna, ale nie lubię, kiedy używa jej na mnie - Hey, przestań, bo ja też się zaczynam denerwować
- Nie umiem - warknąłem.
- Powiesz mi w końcu czy mam dzwonić po Liama?

Westchnienie opuściło moje wargi. Podparłem się na ręce i opowiedziałem Niallowi o całym zajściu, które miało miejsce wczoraj wieczorem w nadziei, że chłopak będzie w stanie jakoś pomóc.
- O kiszka! To niedobrze! - wyrzucił ręce w powietrze. Niall najbardziej z nas wszystkich zawsze się przejmował. - Ale, kurczę stary, masz farta. Nawet nie wiesz co potrafię zrobić - uśmiechnął się entuzjastycznie w moim kierunku - Zmieniam nastroje! Czaisz to?
- Jak to zmieniasz nastroje? Mówiłeś, że tylko czujesz emocje
- Talenty można rozwijać, prawda? - Niall szczerzył się od ucha do ucha. Nie dziwię mu się. Zawsze powtarzał, że jest bezużyteczny, a teraz, kiedy rozwinął swój talent może go wykorzystać w słusznej sprawie. Tylko czy aby na pewno powinniśmy ingerować w uczucia mojej siostry? Nie uważam, aby to był najlepszy pomysł, ale nie umiem siedzieć bezczynnie, podczas kiedy moja siostra nie może wybić z głowy tego potwornego wspomnienia. W prawdzie nie jestem w stanie wymazać jej tego obrazu z pamięci, ale mogę sprawić, aby nie zadręczała się tym aż tak bardzo.
- Myślisz, że byłbyś w stanie wyciągnąć ją z tego emocjonalnego dołka?
- Nie ćwiczyłem tej zdolności, ale postaram się - musiałem uwierzyć mu na słowo. Kiwnąłem głową na znak zgody i gestem ręki skierowałem go do pokoju Annabelle.


Oby się udało.

Ann's POV

Uniosłam głowę znad poduszki, kiedy usłyszałam kogoś wkraczającego do mojego pokoju. To pewnie Louis, zagląda do mnie co jakiś czas. Bez przesady, nie mam zamiaru popełnić samobójstwa, jednakże byłam tak rozstrzęsiona, że w pewnym momencie bałam się wystawić nogę z łóżka. W głowie miałam przeróżne wizje, jak mężczyzna z lasu łapie mnie za kostkę, a potem kończę tak samo jak on. Teraz już jest lepiej. Mówiłam sobie, że nie ma co panikować, że martwy człowiek nie może mnie skrzywdzić. I tak się uspokoiłam. W dalszym ciągu o tym myślę, ale sądzę, że jakimś sposobem wmówiłam sobie, że to wcale nie miało miejsca, że wczoraj nie byłam w żadnym lesie.
Nawiasem mówiąc, już nigdy tam nie wrócę. Nigdy nie wejdę do żadnego lasu. Za żadne skarby tego nie zrobię!
Zdziwiłam się trochę, kiedy zamiast Louisa w drzwiach ujrzałam Nialla. Posłał mi ciepły uśmiech, lekko go odwzajemniłam.
- Hey
- Hey, jak się czujesz? - zapytał, kiedy usiadł na krawędzi mojego łóżka.
- Uhh, myślę, że dobrze - kłamstwo, wcale tak nie było.

Chłopak przez jakiś czas lustrował moją twarz wzrokiem, jakby chciał coś z niej wyczytać, po czym dodał:
- To dobrze
- Louis ci powiedział, prawda? Dlatego tutaj jesteś? - nie byłam głupia, wiedziałam to. W końcu to przyjaciel mojego brata, na bank mu o tym powiedział.
- Nie gniewaj się na niego, chciał dobrze. Myśli, że mogę poprawić ci humor. Uznał, że mnie lubisz, więc-
- Tak powiedział? Że cię lubię? - blondyn zmieszał się i podrapał nerwowo po karku. Może pomyślał, że źle zrozumiał Louisa? Musiałam to sprostować: - To prawda, lubię cię

Chłopak odetchnął z ulgą, czułam to.
- Więc, mogę ci jakoś pomóc?

Czy mógł pomóc? Raczej nie. Nic nie jest w stanie wymazać wspomnienia, kiedy leżałam obok martwego człowieka. Pokręciłam przecząco głową i wysiliłam się na uśmiech.
- Jestem pewny, że jest coś, co może poprawić ci humor - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Zamknij oczy


Louis' POV

Minęło trzydzieści minut odkąd Niall opuścił nasze mieszkanie. Martwiłem się, bo nie wiedziałem czy się uda. Co najważniejsze, blondyn poinformował mnie, że jest już w porządku, ale z racji tego, że nie opanował jeszcze swojego talentu, za kilka godzin Ann wróci do swojego poprzedniego stanu. Nie lubię ingerować w czyjeś życie, ale musiałem coś zrobić.
Uśmiechnąłem się, kiedy ujrzałem moją siostrę schodzącą ze schodów. To dobry znak.
- Czeeeść! - zarzuciła mi ręce na szyję. Chyba Niall troszkę przesadził. Tak, gdzie "troszkę" to pojęcie względne.
Ann w podskokach udała się do stołu, nie przestając szczerzyć się od ucha do ucha. 


Boże, coś ty jej zrobił?

Z westchnieniem położyłem przed nią gofry. Może w końcu coś zje, byłoby świetnie.
- Coś ty taka szczęśliwa?
- Nigdy nie wierzyłam w to, że ktoś może przekazać swoje szczęście innym. Kurczę, nie wiem czemu Niall jest taki wesoły, ale odkąd wszedł do mojego pokoju czułam jak wręcz kipiał ze szczęścia. To zaraźliwe - zaśmiała się, wpychają przy okazji duży kawał gofra do buzi - Chcesz?
- Nie, dzięki. Smacznego - chwyciłem telefon i uciekłem do swojego pokoju, lepiej, żeby Niall wiedział, co zrobił. Nie mam mu tego za złe, ale definitywnie powinien poćwiczyć zmieniane nastoju. Wraz z ostatnim stopniem usłyszałem głośne:
- Dziękuję!


Harry's POV

Chodziłem w tę i z powrotem po przedpokoju, próbując zebrać myśli. Nie doceniają mojej dobrej strony, to dostaną złą. Racja, może i ta dobra strona nie jest perfekcyjna, zdaży mi się coś zrobić nie tak, ale przynajmniej się staram.

Starałeś.

Miałem ogromny mętlik w głowie. Nie chciałem, aby złość przejęła nade mną kontrolę, ale z drugiej strony miałem dość. Oparłem swoje czoło o ścianę, próbując unormować oddech.

Ugryź ją.

Co? Nie, to nie przejdzie. Nie mogę, to siostra mojego przyjaciela. Obiecaliśmy sobie, że nie niszczymy innych. Nie mogę.

Dobrze wiem, że chcesz jej spróbować od samego początku. Zrób to.

Głos w mojej głowie brzmiał niczym syczący wąż. Zawsze namawiał mnie do różnych rzeczy, kiedy byłem wściekły, ale nie mogłem tego zrobić. Ann jest taka delikatna, bezbronna i niewinna.

Miarka się przebrała, pokaż na co cię stać. Daj im nauczkę.

Uderzyłem pięścią w ścianę. Świetnie, zrobiłem dziurę. Zamknąłem oczy, bo czułem, jak pod wpływem głosu zaczyna się transformacja. Tylko nie to. To nie wróży niczego dobrego.

Louis zawsze cię obwinia. Powinien ponieść konsekwencje. Dalej, zrób to. W tym są same korzyści.

- Jakie korzyści? - czułem się jak psychicznie chory rozmawiając sam ze sobą. Niestety, każdy wampir ma w sobie taki głos. Dzięki temu przypomina nam czym jesteśmy, podtrzymuje naszą naturę.

Odegrasz się na nim i skosztujesz tej pysznej krwi, na którą czaisz się od dłuższego czasu.

Na samą myśl o tej szkarłatnej cieczy kły wysunęły się, wbijając się w dolną wargę. Zacisnąłem dłonie na stoliku stojącym na końcu korytarza.
Musiałem się jakoś powstrzymać, dlatego wyrwałem jedną z nóżek od stolika. W razie potrzeby będę zmuszony wbić w brzuch to drewno. Nie zabije mnie to, ale skutecznie powstrzyma.


Wolisz cierpieć z kołkiem w brzuchu niż dać sobie trochę przyjemności i zatopić kły w delikatnej szyi Annabelle?

Poczułem mrowienie w okolicach oczu. Jest źle. Tęczówki stały się czerwone, co oznacza tylko jedno - transformacja ukończona.
- Mam wpaść do jej pokoju i zabić ją przy Louisie? - wysapałem. Ta walka i opieranie się wyssały ze mnie dużą ilość energii.


Po co od razu w jej mieszkaniu? Znam lepsze miejsce.

Nóżka od stolika wypadła z mojej dłoni nim zdążyłem wbić ją w brzuch, a sam z hukiem opuściłem mieszkanie, kierując się prosto na podwórko przed mieszkaniem Annabelle, czając się na nią tuż pod jej balkonem.

To ten dzień, dzisiaj możesz być sobą.

czwartek, 9 sierpnia 2018

Rozdział 9


- Wracaj tutaj!

Biegłam ile sił w nogach, co chwilę odwracając się za siebie. Byłam przerażona. Znajdowałam się w lesie, dość gęstym. Co chwilę potykałam się niezdarnie o wystające korzenie, których było tutaj mnóstwo. Nie mogłam krzyczeć, coś mnie blokowało. Łzy po raz kolejny zalały moje polika. 

O kolejny raz za dużo.

- I tak Cię złapię!

Uciekałam przed nieznajomym głosem. Nikogo nie widziałam, nie słyszałam za mną żadnych kroków. To tak, jakby ten głos siedział w mojej głowie, odbijał się echem.
Złapała mnie kolka, przez co mój bieg był wolniejszy, nie byłam w stanie przyspieszyć, ale też nie miałam zamiaru zwalniać. Postrzępiony oddech wydobywał się z pomiędzy moich warg, a ja sama z trudem dostarczałam świeżego tlenu do płuc. Po raz kolejny upadłam. Głos, który za mną podążał był coraz głośniejszy. Zbliżał się w niewyobrażalnie szybkim tempie, przez co moje tętno przyspieszyło trzy-krotnie, jeżeli to możliwe. Wydusiłam z siebie jęk i próbowałam podnieść swoje zmęczone ciało. Poczułam ból w kolanie, widocznie musiałam się uderzyć, kiedy upadłam. Zacisnęłam usta w wąską linię, biegłam dalej przed siebie, starając się ignorować ból promieniujący od kolana aż po kostkę.


- No dalej, wracaj tu

To coś, bo jak niby mam określić coś, czego nie widzę, zaśmiało się. Z każdą sekundą byłam coraz bardziej przerażona. Odwróciłam się, może tym razem uda mi się kogoś dostrzec. W sumie, dlaczego na to liczyłam? Powinnam skupić się na ucieczce.
Wbiłam pięty w ziemię, kiedy ujrzałam przed sobą jakąś postać. Nie stała daleko, także po zmrużeniu powiek widziałam zarys twarzy. 

Czy to jest ten głos z mojej głowy?


- Nie, kochanie, to nie ja
To jakiś absurd. Prowadziłam durną rozmowę z durnym głosem siedzącym w mojej durnej głowie.
Więc kim była ta postać?

Po kilku sekundach wydałam z siebie pisk i zakryłam usta rękami. To był on. Mężczyzna z rozszarpanym gardłem. Nie powinien być martwy? To niemożliwe, aby trup mógł chodzić. To nie prawda.
Kiedy zacząć iść w moją stronę, odwróciłam się i pobiegłam w przeciwnym kierunku. Nie trwało to długo, gdyż zderzyłam się z czyimś torsem. Uniosłam głowę modląc się, aby te zwłoki nie umiały się również teleportować. Absurd.


To był Harry.

Nie do końca, ale odetchnęłam z ulgą. Zerknęłam kątem oka na miejsce, w którym stała postać.
- Tam jest mężczyzna, którego jeszcze chwilę temu widziałam martwego - wskazałam palcem za siebie w nadziei, że chłopak mi jakoś pomoże. Już raz to zrobił, więc może ponownie. Tak myślę. - Zabierz mnie stąd - błagałam. Po długim milczeniu spojrzałam na bruneta. Był jakby nieprzytomny. Miałam dość wrażeń jak na tak krótki czas. - Harry?
Zmarszczyłam brwi. Wyciągnęłam rękę z zamiarem dotknęcia jego ramienia, ale mnie wyprzedził i złapał za nadgarstek. Dosyć mocno, przez co skrzywiłam się.
- Harry? - dopiero teraz zauważyłam, że coś tutaj nie pasowało. Chłopak w dalszym stopniu nie kontaktował, a szara koszulka, którą miał na sobie, była poplamiona na czerwono. Natomiast z kącików jego ust wypływał szkarłatny płyn, który brudził również podbródek bruneta. Nie ciężko było się domyślić, że to krew. Wyciągnęłam ze świstem powietrze, próbując uwolnić swoją rękę z uścisku chłopaka, który nachylił się nade mną. Byłam zmuszona położyć wolną rękę na jego klatce piersiowej, by ograniczyć tą bliskość, jeżeli można to tak nazwać.
- Ty jesteś następna - to on był tym głosem. Ostatnie, co pamiętam, to ogromny ból w okolicach gardła.

Obudziłam się z krzykiem i oblana potem. Moje serce biło jak oszalałe. Przeczesałam włosy palcami, a kolana przyciągnęłam do klatki piersiowej. Zerknęłam na zegarek. Czwarta pięćdziesiąt osiem. Na dworze jeszcze było ciemno.
Ten sen był taki realistyczny. Odruchowo moja ręka powędrowała do szyi by sprawdzić, czy aby na pewno wszystko ze mną jest w porządku. Co to do cholery było? Nigdy wcześniej nie miałam takiego koszmaru.


Nigdy wcześniej nie miałam żadnego koszmaru.

Zmrużyłam oczy, kiedy w pokoju zapaliło się światło.
- Wszystko w porządku, Ann? - Louis usiadł koło mnie na łóżku i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. - Usłyszałem krzyki
Na twarzy mojego brata wyraźnie było widać zmartwienie. Uwielbiałam tego troskliwego i opiekuńczego Lou.
- To tylko koszmar, nic wielkiego - wysiliłam się na uśmiech. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Mimo że wcześniejsze wydarzenie wydawało mi się być nierealne, moje ciało trzęsło się na samo wspomnienie. Miałam wyrzuty sumienia, że nie zadzwoniłam na policję, a powinnam, prawda? Powinnam była to zrobić, ale człowiek w szoku nie myśli logicznie. Przetarłam spoconą twarz dłonią. Nie ma mowy, żebym teraz ponownie zasnęła.
- Koszmar? Śniło ci się...uhh...no wiesz? - Louis starał się nie przywoływać tego wspomnienia, ale było za późno. Lekko pokiwałam głową na znak zgody i wypuściłam powietrze z płuc.
- Ale to trochę odbiegało od tego, co widziałam
- Co masz na myśli? - brunet zmarszył brwi. Dziwnie się będę czuła opowiadając mu o śnie, który dzieliłam z jednym z jego przyjaciół. A raczej koszmarze. Założyłam kosmyk włosów za ucho i usiadłam po turecku.
- Biegłam przez ten las i uhh...widziałam tego martwego mężczyznę - na samą wzmiankę o zwłokach przeszedł mnie dreszcz. - Podchodził do mnie, więc uciekłam w przeciwną stronę. I wtedy wpadłam na Harry'ego - poczułam napinające się mięśnie Louisa, kiedy wspomniałam o jego przyjacielu. - Chciałam wyjść z tego lasu, a on złapał mnie za nadgarstek. I wtedy j-ja zauważyłam krew. Spływała mu z ust i brudziła koszulkę. Powiedział, ż-że będę następna
Kurczowo trzymałam się bluzki mojego brata, próbując powstrzymać łzy. Louis był zdenerwowany, czułam to.
- Czy...oprócz martwego ciała widziałaś coś jeszcze? Coś, co też miało miejsce w twoim koszmarze?
Nie wiedziałam co dokładnie miał na myśli, ale nie widziałam niczego więcej oprócz tego potwornego widoku rozszarpanego gardła, więc pokręciłam głową.
- Dobrze - szepnął bardziej do siebie niż do mnie, a po kilku sekundach poczułam, jak kołysał delikatnie naszymi ciałami. - Śpij, będę tutaj - Louis złożył pocałunek na mojej głowie, a ja zamknęłam swoje powieki.


Perrie's POV

Dochodziła godzina piętnasta, więc ja i Harry siedzieliśmy w mieszkaniu Zayna, jak zawsze. Nerwowo stukałam paznokciami o stół. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że zaprowadziłam Annabelle w tamto miejsce. Ona jest taka krucha, niewtajemniczona w to całe bagno. Z drugiej strony skąd miałam wiedzieć, że Styles urządzi sobie tam bufet i popijawę? Spojrzałam na chłopaka, który siedział po drugiej stronie stołu z założonymi na piersi rękoma i wpatrywał się w drewnianą powłokę. Milczał.
- Nie czujesz się z tym źle? - zapytałam. Nie wiem dlatego to zrobiłam. Harry nigdy nie miał wyrzutów sumienia. Czuł się dobrze ze wszystkim co robił. Nie ważne czy to było dobre czy złe.
Nie otrzymałam od niego odpowiedzi, nawet nie poruszył się. Westchnęłam ze zrezygnowania.

Zayn siedział w kuchni, napełniając szklanki szkarłatną cieczą, które postawił przed naszymi nosami. Podziękowałam mu krótkim pocałunkiem.
- Idźcie obściskiwać się gdzieś indziej. Nie mam zamiaru tego oglądać - Harry fuknął. Obydwoje go zignorowaliśmy, takiego typu uwagi nie są dla nas nowością. Świadczy to jedynie o tym, że jednak nie przejął się zbytnio sytuacją z wczorajszego wieczoru, skoro miał humor na docinki. Jednym duszkiem opróżniłam zawartość swojej szklanki a krew, która była dostarczona mojemu martwemy organizmowi spowodowała, że moje oczy na kilka sekund zmieniły kolor na czerwony. Harry nie tknął swojego jedzenia.
- Nie chcesz? - zapytałam go, wskazując palcem na szklankę i nim zdążył odpowiedzieć, wypiłam również życiodajny płyn z jego naczynia.
- Hey! - zmarszczył brwi z poirytowania. Chyba chciał coś jeszcze dodać, ale z tego zrezygnował. Zaśmiałam się, oblizując usta. Pyszności.

Jednak wszystko działo się tak szybko. Do mieszkania Zayna wparował Louis. Z początku myśleliśmy, że ma jakieś informacje na temat Jasona, jednakże przekonaliśmy się o naszej pomyłce w momencie, kiedy pięść Tomlinsona spotkała się ze szczęką Stylesa. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Harry otarł wierzchem dłoni krew, która różni się od ludzkiej tym, że jest gęstsza i bordowa. Spływała mu z rozciętej wargi, lecz bardzo szybko się zagoiła. Jest to jeden z plusów naszej rasy.
- O co ci kurwa chodzi?! - wkurzony Styles nigdy nie wróżył niczego dobrego. Był jak granat. Zrobisz coś nie tak, a wybucha. Rzucił się na Louisa, przez co przygniótł go do podłogi i wymierzał ciosy w twarz z wampirzą szybkością. Tomlinson odepchnął bruneta od siebie, a ten uderzył o ścianę.
- Przez ciebie Ann nie mogła zasnąć. Coś ty jej powiedział?!
- Ja? Ja nic nie powiedziałem! - odparł podnosząc się z ziemi. Louis znalazł się przy nim w błyskawicznym tempie i złapał za szyję.
- Jak to nic?! Śniłeś jej się cały we krwi! - wymierzył zielonookiemu kolejny cios w twarz. Skrzywiłam się, kiedy usłyszałam odgłos łamiącej się kości. Ktoś tu będzie musiał nastawić sobie nos.
- Dlaczego do mnie masz o to pretensje? To Perrie z nią wyszła, nie ja! - Harry odepchnął go od siebie, a Lou odwrócił się w moją stronę.
- Nie mam zamiaru uderzyć dziewczyny, ale wiedz, że jestem na Ciebie tak samo wściekły jak na Harry'ego - warknął. Zayn stanął przede mną, zasłaniając mnie tym samym swoim ciałem.
- Daj sobie z tym spokój. Annabelle musi być twarda. W końcu kiedyś pozna prawdę. A jeżeli Harry mówi, że nic nie powiedział, to tak jest - mulat z nas wszystkich zachowywał się najspokojniej, ale też czułam złość bijącą od niego. Nie dziwiłam mu się.

Louis na moment się zamyślił, po czym odwrócił się w stronę Stylesa.
- Może i nic nie powiedziałeś, ale wiem, co zrobiłeś. Sterowałeś jej snem, ty draniu! - brunet po raz kolejny próbował rzucić się na chłopaka, ale Zayn w porę złapał go za ramiona. Bądź co bądź, jest od Louisa silniejszy.
- Ciebie chyba do reszty pojebało! Na chuja miałbym sterować jej snem? Dość, że widziała trupa, nie potrzebne mi są jej domysły, że jestem wampirem!

Stałam cicho z boku. Nie chciałam się wtrącać w rozmowę, bo jeszcze i mnie by się oberwało. Wiem, że żaden z nich nie zraniłby mnie fizycznie, ale natomiast psychicznie owszem.
- Dobra, stary, przepraszam, okay? Dobrze wiesz, że jestem wyczulony, jeżeli chodzi o Ann. To moja młodsza siostra - Louis pociągnął za swoje włosy i wypuścił powietrze z frustracją.
- Wiesz co? W dupie mam twoje przeprosiny. Za wszystko co się dzieje obwiniasz mnie! Powiem ci jedno. Mogłem wczoraj pożywić się na Annabelle, bo wciąż byłem głody, a poza tym ona przypomina mi moje człowieczeństwo i nienawidzę tego. Ale zamiast ją skrzywdzić odprowadziłem ją bezpiecznie do domu. Tylko po co, skoro i tak wszystko idzie na mnie? Wypchajcie się wszyscy, nie liczcie na moją pomoc

Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, Harry'ego już nie było. Zniknął i nikt nie wiedział gdzie mógłby się zaszyć.

Jeżeli to nie Harry sterował snem Annabelle, to kto?

Ann's POV

Drogi Pamiętniku!
W sumie, to nie wiem dlaczego ciągle zaczynam te wpisy od starego i oklepanego powitania. Przecież i tak tego nie przeczytasz.
Wiem, że zapisywałam te puste strony bardzo rzadko, opisywałam jedynie te bardzo ważne momenty, a ostatnimi czasy piszę coraz częściej, ale to tylko dlatego, że od jakiegoś czasu dużo rzeczy dzieje się w moim życiu.
Aktualnie jest połowa sierpnia, a co za tym idzie? Zostały tylko 2 tygodnie wolności. Witaj szkoło. Denerwują mnie reklamy. Od tygodnia przypominają o powrocie do więzienia, ale mniejsza o to, w tym momencie niepotrzebnie brudzę atramentem te piękne strony.
Chciałam napisać tu o swoim koszmarze i wydarzeniu z poprzedniej nocy, ale uznałam, że nie jest to coś, o czym chciałabym pamiętać, także oszczędzę i Tobie tego potwornego opisu.
Louis ostatnimi czasy zachowuje się dziwnie. Wydaje mi się, że bardziej mnie pilnuje i dba o mnie. To nie tak, że narzekam, ale nie jestem do tego przyzwyczajona. To mój brat, kocham go, ale miło byłoby wiedzieć co się dzieje również w jego życiu.
Jego przyjaciele też wydają się być w porządku, tylko jednego z nich nie mogę rozgryźć, ale to jest temat na osobny wpis, za dużo pisania. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że jest dla mnie jak zagadka. Bardzo atrakcyjna zagadka.
Dobra, nie wierzę, że to napisałam.
Ta notka jest bardzo chaotyczna, przepraszam, ale wciąż nie mogę się otrząsnąć. Kurczę, nie umiem omijać tego tematu, bo w pewnym sensie chciałam o tym napisać, ale chyba jednak nie jestem gotowa, aby to przelać na papier. Muszę poskładać myśli.


Rada na przyszłość: pomyśl o czym chcesz napisać, bo potem piszesz o wszystkim tylko nie o tym co trzeba. Szkoda tych ostatnich stron, które mogłabyś zapisać pięknymi wspomnieniami, a nie opisami zombie.

Ps. Tak, wiem, piszę sama do siebie w trzeciej osobie.

Twoja Ann.

czwartek, 2 sierpnia 2018

Rozdział 8


Perrie's POV

- Ładnie tu, prawda? Czasem przychodzimy tutaj, żeby odpocząć - napomniałam, kiedy wkroczyłyśmy na wielką polanę, miejsce spotkań naszej paczki. Zarówno ja, jak i reszta, uwielbialiśmy to miejsce. Nikt tutaj oprócz nas nigdy nie przychodzi, także jest to jedno z nielicznych miejsc gdzie możemy zachowywać się jak chcemy. Na środku polany stało wielkie drzewo. Zazwyczaj przy nim chłopcy urządzają pokazy siły, walczą ze sobą ukazując swoje zdolności, ale i jednocześnie je kształcąc. Z postury Zayn wygląda na silnego, sprytnego i groźnego, a szczerze mówiąc nie raz oberwał od Nialla, a pamiętajmy, że obydwoje nie należą do tych samych bytów nadprzyrodzonych. Chociaż czasem mam wrażenie, że mulat robi to specjalnie. To bardzo motywuje chłopców do dalszych potyczek.
Odpowiedziałam na pytanie Annabelle zgodnie z prawdą. Louis i Harry przebywają tu najczęściej, sami. Każdy z nas ma własny kąt za polaną, gdzie możemy się odizolować od całej reszty kiedy mamy na to ochotę. Dlatego zmarszczyłam brwi, kiedy wyczułam czyjąś obecność w sektorze Harry'ego. Ann rozglądała się, więc raczej nie zauważyłaby mojego zniknięcia. W wampirzym tempie znalazłam się przy kryjówce bruneta. Ni stąd, ni z owąd pod moje nogi przyturlała się butelka, w której niegdyś znajdował się alkohol. Szybkim krokiem zbliżyłam się do siedliska Harry'ego. Czułam czyjąś obecność. Znałam ten zapach. Nie było dla mnie zaskoczeniem, kiedy zza krzewu ujrzałam Stylesa. Pijanego. Leżał na wznak na trawie, bełkocząc pod nosem coś niezrozumiałego.
- Harry - podeszłam do chłopaka i kopnęłam go lekko w bok w celu zwrócenia na siebie jego uwagi. Nie poskutkowało. Westchnęłam cicho i odczekałam jeszcze kilka sekund, po czym nachyliłam się nad nim z zamiarem złapania go za bluzkę i rzuceniem nim o pobliskie drzewko, które, na sto procent, złamałoby się pod jego ciężarem. Nagle chłopak zaczął mówić:
- Pamiętasz, jak to jest być człowiekiem? - mruknął, układając swoje ręce na brzuchu, w taki sam sposób, w jaki układają ludzi w trumnach. Zmarszczyłam brwi na jego pytanie.
- Dlaczego pytasz?
- Bo ja nie - wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza odpowiedź, jaka istnieje. - A chciałbym. Kurwa, bardzo bym chciał - przewróciłam oczami, czy on ma zamiar mi się teraz zwierzać? Harry nigdy tego nie robił. - Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że zawsze chcesz czegoś, czego mieć nie możesz? Wampiry nie mogą znów być ludźmi, ale w sumie ludzie mogą być wampirami. Pieprzeni ludzie! Kurwa! - brunet uderzył się z otwartej ręki w czoło. Szczerze, chciało mi się śmiać. Nigdy nie myślałam nad tym czy chcę znów być śmiertelna. - Wiesz, gdyby nie to, że dzisiaj przez moment czułem się jak człowiek, pewnie nie leżałbym tutaj pijany, tylko wpierdalałbym wiewiórki
Stanowczo za dużo alkoholu jak dla niego.
- Przecież ty nie jesz wiewiórek, idioto - zmarszczyłam brwi. Głupek. Spojrzał na mnie zmrużonymi oczami.
- I tak bym to robił - powiedział, powoli akcentując każdy wyraz, a ja się skrzywiłam. Krew zwierzęca nie była dla mnie. Smakuje okropnie. Ugh!
- Tak w ogóle, to co ma człowieczeństwo z tym, że wokół ciebie leży dwanaście opróżnionych butelek alkoholu?
- Wszystko - ponownie wzruszył ramionami, a po kilku sekundach ciszy wybuchnął śmiechem. Westchnęłam na jego nieskładną odpowiedź. Nie dogadamy się. - Ciężko mi. Pieprzona nieśmiertelność
- O, proszę. Czyżby Harry Styles po raz pierwszy w życiu przyznał, że chciałby być człowiekiem? Wampir, który kilkaset lat temu brzydził się śmiertelności? Dobre, ha! - zaśmiałam się. Brunet wstał i otrzepał spodnie z ziemi na której leżał, przez co zatoczył się do tyłu. Dla żartu dźgnęłam go palcem wskazującym w żebra, przez co ponownie stracił równowagę. Wlał w siebie sporą ilość alkoholu. - Jesteś zalany w trupa - założyłam ręce na piersi w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Ja? W trupa? - Harry parsknął śmiechem. Raz się użala, a potem za wesoło mu. - Równie dobrze mogłaś powiedzieć 'zalany w siebie'. Jestem trupem jakby nie patrząc - śmiech przemienił się w napad drgawek, potocznie zwanych głupawką. Uniosłam brew. Co za kretyn.
- Kiedy jesteś pijany, twoje żarty są do luftu. Zresztą, nigdy ci nie wychodzą - fuknęła.
- Wadą bycia wampirem jest zbyt szybka regeneracja. Upijesz się i bum! Za pięć minut jesteś trzeźwy. Zero zabawy. Zaczekaj dwie minuty, a będę jak nowy - brunet klasnął w dłonie. Po raz kolejny zachwiał się, ale zdążył złapać się gałęzi, ochraniając tym samym tyłek przed spotkaniem z ziemią. Wielka szkoda, należało mu się.

I faktycznie, pod dwóch minutach cały alkohol z niego wyparował. Znów zachowywał się normalnie (to pojęcie względne. On nie jest normalny).
- Nie wiem jak ty, ale ja wracam na polanę. Zostawiłam Annabelle tam samą
- Czekaj, ona jest tu z tobą?
- Chciała wyjść, więc pokazałam jej to miejsce, pewnie teraz je ogląda. Albo zorientowała się, że mnie nie ma - wolnym krokiem ruszyłam w stronę miejsca, w którym zostawiłam dziewczynę samą.
- Mam nadzieję, że nie wyjdzie poza polanę. Zostawiłem małą niespodziankę w kryjówce Louisa - Harry uniósł brwi. Podążał za mną.
- Nie mów, że znowu ktoś tam leży - Harry to dość specyficzny gość. Uwielbia robić każdemu na złość. Nie raz każdy z nas znalazł w swoim miejscu pozbawionego krwi człowieka. Co za drań. Najpierw się naje, a potem podrzuci. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby coś chociaż zostawił. Ale po co?
- Okay, nie powiem - wyszczerzył zęby w beszczelnym uśmiechu, za co oberwał sójką w bok.
- Mówię poważnie. Jeśli zauważy, że mnie nie ma i będzie chciała na własną rękę wrócić do domu, a przez przypadek znajdzie twój jebany prezent, to cię osobiście zabiję.
Harry chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy krzyk. Bardzo głośny krzyk.
- Jak bardzo mam przejebane?


Ann's POV

Złapała mnie straszna kolka, ale mimo tego nie przestałam biec. Łzy spływały mi po polikach, więc przestałam je wycierać, bo od razu pojawiały się nowe. I tak w kółko. Nogi miałam jak z waty. Przed chwilą upadłam koło trupa! I to tak blisko, że moja twarz prawie dotykała ręki tego człowieka. Obrzydliwe! Nigdy w życiu nie widziałam martwego ciała, nawet na pogrzebach. To niemały szok.
Biegłam ile sił w nogach, nie przestawałam płakać. Nie wiedziałam nawet, czy biegnę w dobrym kierunku. Krzyknęłam, kiedy poczułam szarpnięcie za ramię, przez co gwałtownie wpadłam na czyjś tors. Nie słyszałam, aby ktoś za mną biegł. A co, jeżeli to morderca? Z przerażenia okładałam pięściami tors napastnika, krzyczałam, ale on był silniejszy. Unieruchomił moje nadgarstki.
- Ann - nie potrafiłam zidentyfikować głosu, wszystko słyszałam niewyraźnie. Byłam zbyt przestraszona. Skąd morderca miałby znać moje imię?
- Ann - ktoś potrząsnął moimi ramionami i otarł łzy z policzków. - To ja, Harry - zamrugałam kilka razy, bo łzy zamazały mi cały obraz. Uspokoiłam się, kiedy ujrzałam parę znajomych zielonych oczu. Co on tutaj robił?
- Harry, musisz stąd iść! Gdzieś tutaj jest morderca, a tam leży ciało, on nas zabije! - zaczęłam gestykulować rękami i wyrywać się w dalszą ucieczkę. - Na miłość boską, widziałam trupa, Harry! Dlaczego kurwa stoisz w miejscu?! - wpadłam w histerię.
- Cśś...już dobrze. Jesteś bezpieczna - wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić, co nie było takie proste. Wtuliłam się w jego tors, co chyba zaskoczyło chłopaka, ale po chwili zaczął delikatnie głaskać mnie po głowie. Otoczył mnie swoimi ramionami. Założę się, że gdyby chciał, to bez wysiłku mógłby mnie bez problemu zmiażdżyć. Zacisnęłam ręce na czarnym t-shirt'cie Harry'ego, dając większy upust łzom. Dał mi poczucie bezpieczeństwa. W razie czego mnie obroni, prawda? Był wredny, ale czasem potrafi zachować się jak należy. Ma zmienne nastroje, także nigdy nie wiem czego mam się po nim spodziewać. W tej chwili najważniejsze było to, że czułam się bezpiecznie, nie byłam sama. Aż głupio było mi przyznać to przed samą sobą, ale jego dotyk chociaż trochę ukoił moje nerwy, przestałam płakać.
Nagle w głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Perrie.
- Widziałeś gdzieś Perrie? - uniosłam głowę do góry, by złapać kontakt wzrokowy. Boże, on był wyższy ode mnie o więcej niż głowę!
- Tu jestem! - blondynka pomachała ręką w moją stronę, podbiegła do nas. - Wszystko w porządku? - spojrzała pytająco na mnie i Harry'ego. W końcu byłam do niego przytulona. I nie miałam zamiaru go puszczać. Dalej się bałam. Perrie zauważyła łzy, które od dobrych kilkunastu minut moczyły moje policzki.
- A jak myślisz? - pociągnęłam nosem. - Gdzieś ty była? Zostawiłaś mnie samą. Dobrze wiedziałaś, że nie znam tego miejsca - Harry milczał. W dalszym ciągu bawił się moimi włosami. Wolno głaskał mnie po głowie, ale wyraźnie czułam, że był skupiony na naszej wymianie zdań.
- Przepraszam, okay? Musiałam po coś pójść. Myślałam, że nie zauważysz, jak na chwilę zniknę.
- Nie zauważę? Widzisz to? - odsunęłam się od chłopaka i wyciągnęłam ręce przed siebie. Trzęsły się. - A wiesz dlaczego? Bo praktycznie leżałam na martwym człowieku!
Oboje byli zdezorientowani, a kątem oka widziałam, jak Harry się spiął.
- Leżałaś? - zapytał.
- Jest ciemno, potknęłam się. Wiesz, co ja przeżyłam, kiedy pierwsze, co zobaczyłam, gdy oświetlałam sobie drogę telefonem, był trup? - Perrie milczała. Może chciała coś powiedzieć, ale najwidoczniej wolała zatrzymać to dla siebie. - Chcę wrócić do domu - mruknęłam. Odwróciłam się od Harry'ego i Perrie. Poszłam przed siebie. Słyszałam, że idą za mną, a moje ręce nadal się trzęsły.


Harry's POV

Pierwszy dotarłem do Annabelle. Biegła przed siebie, nie patrzyła dokąd. Pewnie nawet nie znała drogi powrotnej. W wampirzym tempie, bezszelestnie znalazłem się tuż za nią, więc złapałem ją za ramię i przyciągnąłem do siebie, przez co odbiła się od mojego torsu. Pewnie jeszcze bardziej ją wystraszyłem, bo okładała mnie pięściami. Rozpoznała mnie dopiero kiedy wypowiedziałem jej imię. Nie miałem zamiaru przytulać tej małej kruchej dziewczyny. Chciałem trzymać ją jak najdalej od siebie, ale kiedy sama przylgnęła do mnie, nie mogłem jej odepchnąć. Nie potrafiłem. Była cała rozstrzęsiona. Nie dziwię jej się. To, co zobaczyła dzisiaj nie było dla niej zbyt przyjemne. Moja koszulka została zmoczona przez jej łzy, a strach wyczuwałem tak samo jak pot. Bała się. Próbowałem zapewnić ją, że jest w porządku, nic jej nie grozi, ale gdyby tylko wiedziała, że to ja jestem sprawcą tego rozszarpanego gardła, nie przytulałaby się teraz do mnie. Z wielkim trudem panowałem nad sobą. Czułem jej zapach.
Przysłuchiwałem się też wymianie zdań dziewczyn. Ann była bardzo silnym człowiekiem. Pomimo tego, że widziałem, jak bardzo jest rozstrzęsiona, dało się wyczuć, że jest silną dziewczyną.
Rada na przyszłość: uważać, gdzie się zostawia zwłoki.

Razem z Perrie odprowadziliśmy Annabelle do domu. Może i dziwnie to zabrzmi, ale czułem się winny stanu dziewczyny, w jakim się teraz znajowała. Z drugiej strony mogła nie węszyć po naszym terytorium.
Louis widząc zapłakaną siostrę z opuchniętymi oczami w progu spojrzał na nas obojga morderczym wzrokiem. Wzrokiem "co jej zrobiliście?". Nie miałem siły na tłumaczenia, więc zostawiłem Perrie samą w progu i wróciłem do domu, uprzednio spoglądając ukradkiem na Annabelle, która stała za Louisem i posłała mi delikatny uśmiech. Piękny uśmiech.


Ann's POV

Zaraz po zamknięciu drzwi Louis złapał mnie za rękę, aby porozmawiać. Nie byłam w stanie na jakąkolwiek rozmowę w tym momencie.
- Co się stało? - zapytał, kiedy moja noga dotknęła pierwszego stopnia schodów. - Czy któryś z nich coś-
- Nikt mi nic nie zrobił, Louis - oznajmiłam. Mój brat był czasem strasznie opiekuńczy.
- Więc co się stało?
- Nie jestem w stanie o tym rozmawiać
- Ann, proszę, powiedź mi - spojrzałam na bruneta i skrzyżowałam ręce na piersi. To mój brat, powinien wiedzieć, prawda? Wzięłam głęboki wdech i po krótkim milczeniu powiedziałam:
- Widziałam trupa
- Co widziałaś?! - widziałam, jak mięśnie Louisa napięły się. - Czy ty...zadzwoniłaś na policję?
Dobre pytanie. Nie, nie zrobiłam tego.
- Ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mi do głowy to była policja. Ty sądzisz, że ja myślałam o takich rzeczach, kiedy panikowałam? - zmarszczyłam brwi. Louis zacisnął dłoń w pięść. Był zły, tylko nie wiedziałam czy na mnie czy może na kogoś innego. - Przepraszam, Lou. Mam dość. Muszę dojść do siebie - wycofałam się i wbiegłam po schodach prosto do swojego pokoju, trzaskając trzwiami.

W dalszym ciągu czułam zapach rozkładającego się ciała, a ręce, chociaż mniej niż przedtem, dalej się trzęsły. Coś czułam, że dzisiaj nie zasnę.