Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

czwartek, 26 lipca 2018

Rozdział 7


Harry's POV

Wyszedłem z mieszkania Louisa. Czułem jak moja wampirza strona daje się we znaki. Jest to naturalny odruch, który zazwyczaj powodowany jest głodem i zapachem krwi.

Albo podnieceniem.

To nie moja wina. Jestem wampirem, ale i także nadal mężczyzną. Na domiar tego, wszystkie bodźce odbieram ze zdwojoną siłą. Tak już jest.
Siedzenie naprzeciwko Annabelle było najcięższą rzeczą z jaką musiałem się dzisiaj zmierzyć. Ta dziewczyna sama w sobie jest kusząca. Nie powiem, takiej jak ona w życiu nie widziałem.
Okay, tylko raz, ale nie chcę tego wspominać.
Jest piękna, ale to nie oznacza, że się zakochałem. Jestem mężczyzną, wzrokowcem. Tego nie da się zmienić.
Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, gdy wychodziła ze sklepu w towarzystwie Thomasa, dokładnie jej się przyjrzałem. Myślałem, że to było tylko jednorazowe spotkanie, w prawdzie nie bezpośrednie, ale chciałem zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W sumie, gdybym chciał, z łatwością mógłbym ją wytropić, ale nie dla mnie jest bieganie za kobietami. Samemu mi dobrze.
Znaczy, wcale nie jest dobrze, ale nie chce powtórki z przeszłości. Nie będę się w to bawił. Zresztą, kto by chciał takiego potwora? Dlatego staram się odepchnąć od siebie tą kruchą dziewczynę. Jestem dla niej niemiły, wiem to, ale tak jest dla niej najlepiej. Może i nie znam jej za długo, ale nie chcę jej skrzywdzić. To w końcu siostra mojego przyjaciela, prawda?

W dodatku ten zapach Annabelle. Pachnie tak cudownie, tak słodko. Trudno się powstrzymać. I zauważyłem, że nie tylko ja mam z tym problem. Różnica polega na tym, że ja potrafię to ukryć.
Więc jak wspomniałem, wyszedłem z powodu jej zapachu.

Albo podniecenia.


Sam nie wiem. Po prostu wyszedłem. Czułem jak moje oczy zmieniają kolor, a żyłki pod oczami uwidaczniają się powodując mrowienie w tamtych okolicach. Wystarczyło mi kilka wdechów na świeżym powietrzu, gdyż transformacja nie była spowodowana głodem. Pożywiałem się kilka godzin temu. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i czyjeś kroki. A potem ten zapach. Ten zapach przez który wyszedłem. I to ciało, na który widok wiercę się z powodu dyskomfortu na krześle. To jest chore.
A potem jej głos. Zauważyła moje oczy, nie mogłem pozwolić na to, aby dojrzała ich czerwieni. Zacisnąłem powieki, ale w duchu chciałem, aby widoczne żyłki na mojej twarzy zostały przez nią zauważone. Nie wiem dlaczego. Może żeby ujrzała jakim potworem jestem? Żeby w końcu ktoś jej powiedział o wszystkim zamiast Louisa, który się tego boi? Ale ja nie miałem zamiaru tego robić. Zaskoczyła mnie swoim ruchem, gdy poczułem jej ciepłe i delikatne drobne dłonie na swoich polikach. Było jeszcze gorzej. Dużo mnie kosztowało, aby się na nią nie rzucić. Gdyby tylko wiedziała czym jestem...
Oczy nabrały koloru intensywnej czerwieni, czułem to. Z jednej strony sam widok jej ciała przysparzał mnie o niemały zawrót głowy, od samego początku tak było. Z drugiej jednak zapach jej krwi doprowadzał mnie do obłędu. Chciałem skosztować tej szkarłatnej cieczy, lecz wiedziałem, że nie mogę.
Moje powieki były tak mocno zaciśnięte, że miałem wrażenie jakby wciskały moje gałki oczne w oczodoły. Annabelle wciąż obejmowała polika, jakby chciała je ogrzać. Przecież w końcu jestem martwy! Jestem zimny, ale nie na tyle, aby była to jakaś wielka różnica między temperaturą człowieka a moją.

Czułem jak transformacja cofnęła się. Mogłem odetchnąć z ulgą i otworzyć oczy. Annabelle zabrała dłonie z mojej twarzy, ale ja byłem szybszy i umiejscowiłem jedną z nich z powrotem na policzku. Ludzkie. To było takie ludzkie uczucie. Jakby ta dziewczyna przekazywała mi swoje odczucia. Ostatni raz czułem coś takiego kiedy byłem...człowiekiem. Nie tęskniłem za tym. Bo po co, skoro jesteś super-szybki, super-silny, nieśmiertelny i zdolny do hipnozy? Czego chcieć więcej!
Zostawiłem ją samą na podwórku. Wróciłem do swojego mieszkania i położyłem się na kanapie, po czym zakryłem twarz rękami. Czuję, że nie będzie łatwo.

Ann's POV:

Zayn, Perrie i Alison postanowili zostać u nas dłużej, w odróżnieniu od reszty, która zmyła się kilka minut temu. Aktualnie siedziałam na kanapie, tuż obok Ali i wyjadałam reszki chrupek Louisa, które zachomikował obok fotela. Jeśli myślał, że ich nie znajdę, to się grubo mylił. Nie było go w pokoju, wyszedł razem z Niallem i Liamem, pewnie zaraz wróci. Zegar wskazywał godzinę dwudziestą drugą szesnaście co oznaczało, że na ulicy włączyły się latarnie. Westchnęłam i rzuciłam pustą paczkę na stolik.
- Nudzę się - mruknęłam i przetarłam oczy - Chyba pójdę się przejść
- Nie powinnaś - Ali spojrzała na mnie z powagą
- Uh, dlaczego? - zmarszczyłam brwi. Jak będę chciała wyjść, to wyjdę.
- Po prostu...nie powinnaś-
- Ja z nią pójdę - Perrie gwałtownie podniosła się z kanapy i podeszła do mnie, dzięki czemu została obdarzona morderczym wzrokiem Alison - No co? Przecież jej nie zjem
Blondynka machnęła rękę, przez co uśmiech Perrie stał się większy. Złapała mnie pod rękę i szepnęła "Chodź".


~*~

- Dokąd idziemy? - zapytałam blondynkę, kiedy opuściłyśmy osiedle. Nadal nie byłam aż tak dobrze obeznana w okolicy, ale mogłam sobie poradzić. Skręciłyśmy w jakąś wąską uliczkę.
- Przed siebie - Perrie wzruszła ramionami.
- To dobry pomysł, żeby o tej godzinie chodzić takimi drogami?
- Kochana, jeśli się boisz, możesz wrócić do domu, gdzie będziesz siedzieć sama na kanapie przez resztę swojego życia - niebieskooka zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu.
- Touché - skrzywiłam się na jej słowa. Szła bardzo szybko, więc od czasu do czasu musiałam ją doganiać, co nie było zbyt fajne. Po jakimś czasie nogi rozbolały mnie od biegu. - Możesz trochę zwolnić? - wysapałam, dorównując jej kroku. Dziewczyna mruknęła coś do siebie pod nosem:
- Zapomniałam, że jesteś człowiekiem
- Huh? - zmarszczyłam brwi. - Coś mówiłaś?
- Nie, nic - uśmiechnęła się, a kiedy zauważyła, że znowu chcę coś powiedzieć dodała:
- Chodź, chcę ci coś pokazać


~*~

Weszłyśmy do parku i podążałyśmy szeroką ścieżką. O tej godzinie cały plac był opustoszały. Żadnej żywej duszy. Niewiele widziałam w tej ciemności, ale mogę stwierdzić że park był przepiękny. Perrie złapała mnie za łokieć, przez co wyrwała mnie z zamyśleń i pociągnęła w lewą stronę:
- Chodź, bo się zgubisz - zaprowadziła mnie w stronę wielkiego krzewu - Właź
- Co? Jak ja mam przez to przejść? - Jak miałam przejść przez jeden wielki gęsty krzak? Dziewczyna przewróciła oczami i odsunęła parę gałęzi.
- Czy wy umiecie coś więcej niż spanie, jedzenie i marudzenie? - tupnęła nogą, co szczerze mówiąc wyglądało zabawnie w jej wykonaniu. - Przechodź
Po drugiej stronie znajdowała się wydeptana wąska ścieżka. Dokąd ona prowadziła? Szczerze mówiąc, trochę się bałam.
- Proszę, nie mów mi, że to tutaj zginę i tu zostanę pochowana
- Nie. Pochowam cię kawałek dalej - zatrzymałam się i spojrzałam na dziewczynę. Przecież znam ją niecały dzień. Nie wiem do czego jest zdolna. - Przestań, tylko żartowałam - Perrie zaśmiała się - Po prostu chcę Ci coś pokazać - niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Przezorny zawsze ubezpieczony. Tylko w tym przypadku nie wiedziałam czego mam się spodziewać.

Po pięciu minutach dotarłyśmy na miejsce. Tak myślę. Była to dość duża polana. Nie za wiele widziałam, dochodziło jednak wpół do dwunastej, a ja, ku mojemu zdziwieniu. stawałam się senna. Zazwyczaj siedzę aż do białego rana. W końcu są wakacje.
- Ładnie tu, prawda? Czasem przychodzimy tutaj, żeby odpocząć
- Louis też? - dobrze byłoby wiedzieć, gdzie mój brat spędza większość swojego czasu poza domem.
- Tak. Louis z Harrym są tu najczęściej. Każdy z nas ma własną część polany. Wiesz, jakby chciał pobyć sam - rozejrzałam się po okolicy. Wolałabym być tutaj za dnia, ale muszę przyznać, że nocą jest tutaj przepięknie. Wolnym krokiem przechadzałam się po miękkiej trawie, lustrując, a raczej próbując, każdy szczegół tego miejsca. Na samym środku stało wielkie drzewo. Dodawało ono uroku temu miejscu, ale i jednocześnie przerażało. Bynajmniej mnie.
- A którą część ja mogę zająć? - uśmiechnęłam się na samą myśl o własnym kącie. Odwróciłam się w stronę Perrie, ale jej tam nie było. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się dookoła. - Perrie? - krzyknęłam. Zapadła głucha cisza. Czyżby postanowiła mnie tu zostawić? Taki był jej plan? Westchnęłam i założyłam ręce na piersi. Poczekam tu chwilę, może po coś poszła? Mówiła, że często tu bywają, pewnie coś zostawiła.

Po kilku minutach głuchej ciszy ruszyłam przed siebie starając się odtworzyć w pamięci drogę jaką przebyłam, aby się tu znaleźć. Mniej więcej wiedziałam jak iść, ale było dość ciemno, a ja musiałam wytężać wzrok. - Perrie? Gdzie jesteś? - A co, jeśli ktoś ją porwał, zrobił krzywdę? Słyszałabym raczej jej krzyk, nie stała daleko ode mnie.
Przedzierałam się przez krzaki po omacku, co było nie lada wyzwaniem. Dlaczego nie pomyślałam o latarce? Wyjmowałam telefon z kieszeni, by poratować się chociaż najmniejszym źródłem światła, lecz zanim wzięłam urządzenie, potknęłam się i upadłam. Wydałam z siebie zduszony jęk. Podparłam się na łokciu i prawą ręką sięgnęłam po komórkę, którą poświeciłam przed sobą. Od razu tego pożałowałam. Wydałam z siebie głośny krzyk. Przede mną leżało ciało mężczyzny. Bezwładne ciało. Zimne ciało. Do oczu nazbierały się łzy, a oddech i puls przyspieszyły. Mężczyzna miał zakrwawioną koszulkę, a wyżej zauważyłam ranę na jego szyi. Nie, raczej nie ranę. To było coś więcej. Miał rozszarpane gardło. Zakryłam usta ręką by nie zacząć ponownie krzyczeć. I przy okazji nie zwymiotować. Sprawca może nadal tu być. I mógł mieć Perrie. Ona teraz mogła wyglądać tak samo i leżeć gdzieś obok. Moje serce waliło jak oszalałe, a w uszach szumiała krew. Nogi miałam jak z waty, a instynkt podpowiadał mi ucieczkę. Chwyciłam w rękę telefon, który mi wypadł i jak najszybciej pobiegłam w stronę z której myślałam, że przyszłam. Chciałam się stąd wydostać, zostawić tego trupa za sobą. Być w domu.


Tylko czy uda mi się znaleźć drogę powrotną bez Perrie i ze łzami w oczach, podczas kiedy morderca może nadal być w lesie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz