Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

niedziela, 17 września 2017

Rozdział 5



Nudzę się, potwornie się nudzę. Moja głowa swobodnie zwisa z łóżka, a nogi podpierają ścianę. Leżę w tej pozycji od dobrych trzydziestu minut. Nienawidzę tego, że nikt nie może mnie ocalić od stanu, w którym aktualnie się znajduję. Od incydentu pod drzewem minął równy tydzień, a ja od tej pory nie widziałam Harry'ego ani razu. Tak jak powiedział. Niall odwiedza Louisa codziennie. Mógłby praktycznie tutaj zamieszkać. Zayn przyszedł tutaj tylko raz w ciągu tego tygodnia. Jego wizyta nie trwała dłużej niż dziesięć minut. Reszty chłopców nie widziałam. Jakoś szczególnie nie tęskniłam za tym widokiem.
Leżenie bez ruchu pozwoliło mi na wiele przemyśleń. A mianowicie - moje włosy. Powoli zaczynam żałować, że są koloru czerwonego. Nie wiem co mnie do tego podkusiło. Może chciałam się wyróżnić, być zauważoną. Tak czy siak, rozważałam opcję powrotu do naturalnego koloru. Może w końcu stare babcie przestaną patrzeć na mnie jak na wybryk natury, co nie jest fair, bo nie raz spotkałam staruszkę z lawendowymi włosami. Albo nawet i bordowymi. Wpisałam zafarbowanie włosów do mojej listy rzeczy do zrobienia jeszcze dzisiaj. W sumie, nic więcej na tej liście nie było. Niezgrabnie zeszłam z łóżka, potykając się przy tym o własne nogi. Parę chwil później znajdowałam się w salonie zastając Louisa rozwalonego na całej kanapie i oglądającego mecz. Na szczęście jest jedną z tych osób, które nie wciągają się zbyt emocjonalnie w to badziewie. Jako, że lubię go denerwować, usiadłam z impetem na jego nogach, lecz ten ani drgnął. Miałam nadzieję, że krzyknie, że jestem gruba i mam zejść. Tak się nie stało. Ponowiłam tą czynność. Jakby nic nie czuł, ale wiedziałam, że po prostu mnie ignoruje.
- Hey! - pstryknęłam palcami przed jego oczami. Kiedy to nie poskutkowało, zasłoniłam je dłonią. Louis pacnął mnie w nadgarstek. - Za co to było? - skrzywiłam się i zabrałam rękę z jego pola widzenia.
- Przeszkadzasz mi w oglądaniu ważnej zagrywki - burknął i sięgnął do miski z popcornem, którego nawet nie zauważyłam. Obserwowałam jak pakuje do ust całą garść.
- Podziel się - wydęłam dolną wargę w oczekiwaniu na to, że chłopak przysunie miskę bliżej mnie. Po dłuższym oczekiwaniu sama wzięłam naczynie, co spotkało się z jego niezadowoleniem.
- Hey! Ja to jem!
- Teraz ja też - odparłam i zaczęłam zapychać się przekąską.
- Jak chcesz, to zrób sobie, a nie mi podkradasz - zabrał miskę z moich kolan. - I zejdź z moich nóg
- Dobrze, ale w zamian za to biorę twoją kasę. Fundujesz mi fryzjera. Coś mi się należy za twoje chamstwo - prychnęłam i wstałam z kanapy, a raczej z mojego brata i wyjęłam z jego bluzy portfel.
- Cokolwiek, bylebyś stąd poszła - na te słowa odwróciłam się z niedowierzaniem. Czy dobrze usłyszałam? Co go dzisiaj ugryzło? Zostawiłam to bez komentarza i opuściłam mieszkanie według jego życzenia.

~*~

Nie lubię, kiedy nie znam okolicy. Od czasu przeprowadzki nie wychodziłam zbyt wiele, także konieczne było wyszukanie najbliższego salonu fryzjerskiego w Internecie. Znalazłam bez problemu. Piętnaście minut drogi to wcale nie jest aż tak dużo. Cieszyłam się, że w końcu pozbędę się tej krwawej katastrofy z moich włosów, która jeszcze kilka miesięcy temu podobała mi się do tego stopnia, że zbyt często odnawiałam kolor. Kiedy już usiadłam na fryzjerskim fotelu nie było odwrotu. Pozwoliłam, aby orzechowy brąz zawitał ponownie na moich włosach. Nie chciałam ich ścinać tak, jak sugerowała fryzjerka, dlatego zdecydowałam się tylko podciąć końcówki. Byłam zadowolona. Po raz pierwszy od dwóch tygodni byłam zadowolona. Zapłaciłam odpowiednią sumę i z uśmiechem na twarzy wróciłam do domu. Jak dobrze jest wrócić.

~*~

Nawet nie interesowało mnie to czy Louis dalej wyleguje się na kanapie, nie chciałam go widzieć. Byłam na niego zła w tym momencie. Ostatnimi czasy nie dogadujemy się. Kiedyś było lepiej. O wiele lepiej. Gdy zamknęłam frontowe drzwi Tomlinson od razu pojawił się w korytarzu.
- Gdzieś ty tak długo była? I co się stało z twoimi włosami?
- Widać jak mnie słuchałeś i uhh, dziękuję? - mruknęłam i wyminęłam bruneta kierując się do kuchni, jednakże ten złapał mnie za łokieć i obrócił do siebie.
- Przepraszam za wcześniej, byłem podminowany. Nie powinienem tak się zachować. I wyglądasz lepiej w tym kolorze. Tamten wyglądał jakby twój mózg krwawił - dałam mu sójkę w bok i zaśmiałam się na jego słowa. - A teraz oddaj mi moje pieniądze - zmienił wyraz twarzy na poważny i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Przybiłam mu piątkę i uśmiechając się odpowiedziałam "nie", po czym udałam się do swojego pokoju. W ciągu tych dwóch tygodni zdążyłam urządzić pomieszczenie według własnego uznania. Łóżko zdecydowałam się przenieść pod okno, które znajduje się naprzeciwko drzwi, zyskując tym samym widok na drzwi balkonowe umieszczone po prawej stronie mojego czworonożnego przyjaciela. Na wejściu do pokoju po lewej stronie stoi komoda, a natomiast po prawej wbudowana szafa. Biurko ustawiłam po lewej stronie łóżka. Efekt bardzo mi się podoba i jestem z niego zadowolona. W końcu mam własną przestrzeń. Z uśmiechem na ustach weszłam do pokoju. Nie gościł on długo na mojej twarzy, gdy uświadomiłam sobie, że zostawiłam telefon w salonie. Z westchnieniem zeszłam po schodach i rozejrzałam się za zgubą. Louis prawdopodobnie zaszył się w swoim pokoju. Nie zastałam go na dole. Chwyciłam komórkę w rękę. Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam trzask drzwi frontowych.
- Louis, do kurwy nędzy, gdzie ty jesteś?! - odwróciłam się próbując zidentyfikować wkurzonego włamywacza. No bo nikt go nie wpuścił do środka, prawda? - Coś ty mu nagadał? Teraz zabije nas wszystkich! - Zabije? Kto? Kogo? Zmarszczyłam brwi i podreptałam w stronę korytarza tylko po to, aby zostać staranowaną przez nieproszonego gościa. Nieproszonego gościa? Raczej Harry'ego, który był aż czerwony ze złości. Dłonie zaciskał w pięści. Miałam wrażenie, że zaraz się na kogoś rzuci, ale kiedy mnie zobaczył momentalnie zbladł. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz widocznie zrezygnował.
- Może mi powiesz, dlaczego wpadasz do mojego mieszkania i drzesz się jak opętany? - założyłam ręce na piersi i zacisnęłam usta w wąską linię oczekując na odpowiedź.
- Gdzie jest Louis?
- Najpierw-
- Gdzie?! - nie byłam gotowa na konfrontację z wściekłym Stylesem, więc wszelkie przepytywania zostawiłam na później.
- Sprawdź jego pokój - nawet na mnie nie spojrzał. Czym prędzej wyminął przeszkodę w postaci mojego ciała i praktycznie wbiegł na górę. Wszystko, co usłyszałam, to trzaśnięcie drzwiami po raz kolejny. Ten chłopak zaczyna działać mi na nerwy. Co jest z nim nie tak? Zaczęłam martwić się o Louisa. Czy Harry byłby w stanie go skrzywdzić? Nie, myślę, że nie. Chociaż...był tak zdenerwowany, że niemalże widziałam jak rozrywa mnie na strzępy. Jak jakieś zwierzę, dzika bestia. Te zielone tęczówki nie miały już tak żywego koloru jak zawsze. Były ciemne, jakby ich właściciel był opętany, wpadł w morderczy szał, albo cokolwiek
Dla upewnienia się podążyłam za brunetem i w mgnieniu oka znalazłam się na górze, tuż pod drzwiami pokoju Louisa.
- Mógłbyś być trochę ciszej? Annabelle jest w domu - rozmowa przyciągnęła moją uwagę, kiedy usłyszałam swoje imię. Przylgnęłam do drewnianej powłoki i starałam się wyłapać słowa.
- A gówno mnie to obchodzi, co nagadałeś Jasonowi?! - kim do cholery był Jason? Jak widać jeszcze wielu rzeczy nie wiem o swoim bracie. Przez moment myślałam, że wpadł w jakieś ciemne interesy, ale nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków.
- Ja? Nic. Nie widziałem się z nim od kilku tygodni - dziwiłam się, że Tomlinson w dalszym ciągu zachowuje stoicki spokój.
- Kłamiesz. Zawsze to robisz! - zaniepokoiłam się, gdy usłyszałam dźwięk tłuczącego się szkła. Wyciągnęłam rękę z zamiarem dotknięcia klamki, lecz coś mówiło mi, że nie powinnam tego robić. Ale martwiłam się. Martwiłam się, że Harry w przypływie agresji może skrzywdzić mojego brata.
- Przestań, Styles! - Więcej odgłosów, więcej potłuczonych rzeczy. Wzięłam głęboki wdech. Byłam przygotowana na to, że znajdę się w samym środku walki dwóch chłopaków. Z zamachem otworzyłam drzwi i wleciałam do pokoju jak burza. To, co zobaczyłam zszokowało mnie. Cisza, kompletna cisza. Pokój był jakby nienaruszony. Ani śladu wyładowywania złości, a tym bardziej chłopców. Jakby się ulotnili, a ta cała kłótnia się nie wydarzyła. Słyszałam ich. Na Boga przysięgam, że tu byli... Ale skoro ich nie ma, to gdzie są? Przecież nie ulotnili się ot tak, prawda?

I kim do cholery jest Jason?

sobota, 9 września 2017

Rozdział 4



Harry's POV

Zatapianie kłów w szyi ofiary jest najlepszą rzeczą, jaka mi się dzisiaj przytrafiła. Krzyk blondynki był dla mnie jak muzyka. W sumie, nie była zbyt ładna. Na oko miała z około dwadzieścia siedem lat, a jej figura z pewnością do modelki nie należała. Ale to się akurat najmniej liczy. Najważniejsza jest ta szkarłatna ciecz płynąca w jej żyłach, którą sekundę temu wypiłem co do kropli. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo byłem spragniony. Otarłem usta wierzchem dłoni, a bezwładne ciało rzuciłem gdzieś za kontener. Nie obchodziło mnie to, że ktoś może je znaleźć. No bo co z tym mogą zrobić? Napiszą w gazetach o morderstwie lub wymyślą sobie atak zwierzęcia. A nawet gdyby się dowiedzieli, to co by mi zrobili? Założę się, że bardziej by się bali samego odkrycia. W domu Louisa panowała dość napięta atmosfera, musiałem wyjść. Nie wiedziałem, że ma siostrę. Wygadaną i odważną. Szczerze mówiąc, to chciało mi się śmiać, kiedy usłyszałem jak zwraca się do Zayna. Ciekawe co by zrobiła, gdyby wiedziała czym jesteśmy. Louis to ciota. Nie ma odwagi by jej o tym powiedzieć. Od czterech lat to ukrywa. Nie jest mu ciężko? A co, jeżeli Annabelle go zdenerwuje? Niby taka błahostka, ale ta jedna rzecz zmienia go w potwora. Dobra, to nie to, że ja jestem ten święty. Po prostu jest różnica między wampirem a wilkołakiem. Te dwa gatunki nie są przeznaczone do przyjaźni. Raczej są naturalnymi wrogami. I w dodatku one śmierdzą. Jeżeli jesteś nadprzyrodzoną istotą, wyczujesz te psiska z kilometra Ale nam to nie przeszkadza. Racja, na początku były częste zgrzyty między nami (okay, czasem też z powodu zapachu) ale teraz się dogadujemy. Ostatni raz rzuciłem okiem na martwą kobietę. Włożyłem ręce do kieszeni i wyszedłem z ciemnego zaułka, jednakże od razu zostałem przyparty do muru.
- Jesteś idiotą, Styles - Zayn pojawił się znikąd.
- O co ci chodzi? - warknąłem, odpychając go od siebie.
- Przyszedłeś tutaj się pożywić, podczas kiedy w domu był chodzący bank krwi. Zdecydowanie jesteś idiotą - Ma rację, ale nie chciałem mu jej przyznać. Krew Annabelle wyczułem już z podwórka. Ma strasznie intensywny zapach. Gdyby Louisa odwiedził młody wampir, bez wahania rzuciłby się na tą kruchą dziewczynę. W pewnym momencie sam miałem ochotę. Ale nie mam zamiaru tego robić. W końcu to siostra mojego przyjaciela. Wiem, co reszta paczki o mnie myśli. Że bez wyrzutów sumienia mógłbym zabić nawet i własną rodzinę. Nie winię ich za to, takie im daję wrażenie. Ale co święte, to święte. Zayn uderzył mnie w tył głowy. Miał pecha, gdyż ten dzień nie należy do moich najlepszych. Rzuciłem się na niego. Zaskoczyłem go. - Widzisz? O tym też mówiłem! Zejdź ze mnie!
- Denerwujesz mnie, Malik. Dzisiaj nie mam humoru - fuknąłem i odsunąłem się od chłopaka.
- Powiedz mi, kiedy ty go ostatnio miałeś - przypatrywałem się Zaynowi, który wstał i otrzepał swoje spodnie.
- Pedant - mruknąłem pod nosem, jednakże wiedziałem, że mnie usłyszał.
- Moczymorda - odgryzł mi. Przygryzłem wargę, aby ukryć uśmiech.
- Moczy-co? - przeczesałem włosy dłonią i uniosłem brwi do góry.
- Przestań się nabijać
- Po prostu nigdy nie słyszałem, abyś-
- Zamknij się, nie musimy o tym rozmawiać
- Dlaczego? To zabawne - Zayn spiorunował mnie wzrokiem, a ja nie mogłem powstrzymać chichotu. - Moczymorda - powiedziałem do siebie i poklepałem brązowookiego po ramieniu - Trzymaj tak dalej
- Odpierdol się - zacisnął dłoń. Byłem w razie czego przygotowany na cios z jego strony, ale tego nie zrobił.
- No już, wyluzuj - nie wiem, czy to coś dało. Chyba nie, bo wyglądał, jakby chciał mnie zabić. Zresztą, zacznijmy od tego kiedy nie chciał. Cały czas się sprzeczamy.
- Jesteś taki bipolarny - splunął, a ja nie wiedziałem co ma na myśli.
- Huh?
- Chwilę temu się na mnie rzuciłeś. Byłeś praktycznie gotowy, aby mnie pobić, a teraz się śmiejesz
- Trafiłeś na jeden z tych dni, przykro mi - wyraźnie zaakcentowałem "tych". Wzruszyłem ramionami. Wcale nie było mi przykro.
- Tych dni?
- Tak, tych dni
- Co to niby ma znaczyć? - Boże, niech on przestanie zadawać pytania.
- Że trafiłeś na jeden z ty-
- Jesteś denerwujący! - Zayn wyrzucił ręce w powietrze. Chyba go wkurzyłem.
- Również bipolarny jak i idiotą - zaśmiałem się - i moczymordą. Cokolwiek to znaczy
- Zabiję cię któregoś dnia, przysięgam
- Naah, nie zrobisz tego. A teraz wybacz, idę poszukać kolejnej blondynki. Ta nie była wystarczająca. Muszę jakoś się odstresować
- Odstresować? Po czym? - przyglądałem się mulatowi, który oparł się o mur i założył ręce na piersi - Chciałeś jej krwi, prawda? - Och, chciałem, i to bardzo.
- Dlatego wyszedłeś. W sumie, mogłeś się nie powstrzymywać. Wkurzała mnie
- Nie, nie mogłem - wyrazy wyszły z moich ust niczym jad. -Dobra, rozumiem. Trzy-czwarte zabójstw opisywanych w gazetach to moja sprawka, ale znam również granice. Louis jest naszym przyjacielem, a Annabelle to jego siostra. O czym ty do cholery myślisz? Wszyscy macie mnie za bezduszną bestię. Może i po części to prawda, ale mam dosyć, że uważacie mnie za największe zło! I przypomnę ci, że to zło sam stworzyłeś! Czy tak trudno jest wam chcieć ujrzeć moją drugą stronę? - sam się zdziwiłem na swój wybuch, ale każdy by tak zrobił, gdyby dusił coś w sobie od dłuższego czasu. Nie powiem, ulżyło mi. Trochę. - Owszem, lubię patrzeć jak inni cierpią. Wręcz delektuję się tym uczuciem, ale nie po to chronię swoich przyjaciół, aby potem sam ich niszczyć! - odwróciłem się na pięcie. Miałem w tamtej chwili dosyć. Jak najszybciej chciałem się ulotnić.
- Dokąd idziesz?
- Gdzieś, gdzie mnie ktoś zrozumie - fuknąłem i w wampirzym tempie uciekłem od zaułka jak najdalej.


Ann's POV

- Potrzebuję trochę powietrza - sapnęłam, kiedy Liam i Zayn opuścili mieszkanie zaraz za Harry'm. Głowa nadal mnie bolała od natłoku myśli. Z całej grupy został tylko Niall, za którego w duchu dziękowałam
- Więc chodźmy się przejść - czasami zazdroszczę mu tego, że nie przejmuje się blahostkami. Zawsze jest opanowany i wesoły. Jakby nie miał żadnych zmartwień. Może nie ma?
- Nawet nie wiesz jak bardzo nie chcę tutaj siedzieć - zeskoczyłam z krzesła i założyłam swoje tenisówki. - Louis, wychodzę! - krzyknęłam z korytarza. Nie czekając na odpowiedź wypchnęłam blondyna za drzwi, który nie spieszył się z założeniem butów. Zaśmiałam się, gdy potknął się o niezawiązane jeszcze sznurówki.
- Gdzie idziemy?
- Nie wiem, to był twój pomysł - wzruszyłam ramionami.
- Po prostu...idźmy przed siebie - skinęłam głową i podbiegłam do Nialla, który stawia większe kroki niż ja. O wiele większe. Musiałam go doganiać.
- Opowiedz mi coś o sobie - zdałam sobie sprawę, że kompletnie nic o nim nie wiem. Jest naprawdę sympatyczny i czuję, że mogłabym się z nim nawet zaprzyjaźnić.
- Co chciałabyś wiedzieć? - chłopak podrapał się po karku. Widocznie nie wiedział od czego zacząć.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia dwa
- Zdecydowanie nie. Obstawiałam, że góra dziewiętnaście. Kłamiesz - nie wyglądał na tyle. Musiał kłamać.
- Przysięgam, że nie
- Przysięgasz, że nie kłamiesz czy że nie masz dwudziestu dwóch lat?
- Boże, nie kłamię - zaśmiałam się, kiedy Niall założył ręce na piersi i udawał obrażonego.
- Hey - dźgnęłam go w bok, na co lekko podskoczył. Nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony. Blondyn zatrzymał się i odwrócił się do mnie plecami. Myślałam, że zawróci, ale tego nie zrobił.
- Nie obrażaj się, ja tylko żartowałam - mruknęłam niezadowolona i tupnęłam nogą, co spowodowało śmiech u chłopaka.
- Ja też - Jak gdyby nigdy nic poszedł do mnie, a ja skorzystałam z okazji i dałam mu sójkę w bok. W końcu mogę się czuć swobodnie i to mi odpowiada.


~*~


Wracaliśmy z parku w stronę mojego domu. Mile spędziłam z Niallem czas i cieszę się, że go poznałam. Byliśmy właśnie na moim osiedlu. Właściwie to na naszym. Blondyn mieszkał na początku, a ja trochę dalej niż w połowie. To było o około dziesięć domów dalej. Chłopak zaoferował, że mnie odprowadzi, ale ja odmówiłam. Stwierdziłam, że nie będę go fatygować, skoro jest już pod domem. Pomimo licznych sprzeciwów ustąpił i pożegnaliśmy się. Włożyłam ręce do kieszeni, bo zrobiło się chłodno. Całe szczęście, że nie mam daleko. Przyspieszyłam, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Jedyne o czym marzyłam to o pysznym kakao i moim łóżku. To był męczący dzień. Kiedy spojrzałam w prawo zobaczyłam postać siedzącą pod drzewem. To nie jest coś, co można zobaczyć codziennie. Zwłaszcza o tej godzinie. Jedyne, co mnie zdziwiło, to fakt, że to był Harry. Nie znam go zbyt dobrze i widziałam go tylko raz w życiu, ale te charakterystyczne loki szybko rzucają się w oczy. Zacisnęłam usta w wąską linię i skręciłam w jego stronę.
- Wszystko w porządku? - zapytałam. Nie wiedziałam czy podejść bliżej. Nie wyglądał w tym momencie na kogoś, kto potrzebuje towarzystwa, ale zauważyłam, że nie siedzi sobie tutaj dla relaksu.
- Idź do domu - mruknął. Ani razu na mnie nie spojrzał. Interesowała go jedynie rosnąca trawa. Westchnęłam i usiadłam obok niego. Nie czuję się dobrze z tym, że mnie odtrąca. Nawet mnie nie zna. Nie ma powodów, aby to robić - Nie powinnaś tu siedzieć
- Dlaczego? - nie dostałam odpowiedzi. To jest coś, czego nie lubię najbardziej. Czy to, że chcę pomóc jest złe? Po chwili ciszy ponownie zapytałam. - Coś się stało?
- Nie - warknął i zacisnął powieki, na co podskoczyłam. Odruchowo przyłożyłam rękę do piersi. Od razu wyczułam serce, które biło szybciej niż powinno. Gdyby Harry siedział bliżej mnie, bez problemu mógłby je usłyszeć. - Proszę, idź do domu
- Posłuchaj, wiem, że mnie nie znasz i wice wersa. Możesz mi nie ufać, ale podobno wygadanie się nieznajomej osobie pomaga. Coś cię trapi, obok ciebie siedzi nieznajoma, poszczęściło ci się dzisiaj - chciałam trochę rozluźnic atmosferę, ale chyba nie poszło po mojej myśli. Na moje słowa brunet zacisnął pięści. Co, do cholery, jest z nim nie tak?
- Wątpię, że ty jesteś osobą, która akurat mnie zrozumie. Ty jesteś tą, która zrozumie najmniej - Auć?
- Nie dałeś mi nawet szansy - fuknęłam i podążyłam wzrokiem za chłopakiem. Wstał i rozejrzał się dookoła, jakby szukał ucieczki. Po chwili zrobiłam to samo i stanęłam na nogi, które nawiasem mówiąc bolały mnie od spaceru z Niallem.
- Aby mnie zrozumieć, musiałabyś mnie znać. A jak sama powiedziałaś, jesteś nieznajomą, więc wątpię, aby ta rozmowa miała jakikolwiek sens. A teraz idż do domu. Louis pewnie się martwi
- Czuję, że starasz się mnie unikać. Wyczułam to wcześniej. I szczerze mówiąc, to nie wiem dlaczego. Ale wiesz co ci powiem? Nie będziesz w stanie ode mnie uciekać. Ja jestem siostrą Louisa, a ty jego przyjacielem. Czy tego chcesz czy nie, zawsze na mnie trafisz. Mogłeś pomyśleć wcześniej, zanim się przedstawiłeś - te słowa przyniosły mi ulgę. Powiedziałam to, co chciałam by usłyszał.
- Przez te cztery lata ani razu ciebie nie spotkałem, unikanie przez kolejne cztery będzie łatwiejsze niż myślisz - syknął, po czym odwrócił się na pięcie i zostawił mnie samą pod drzewem, po drugiej stronie ulicy.

poniedziałek, 4 września 2017

Rozdział 3



Z westchnieniem zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na swoje łóżko. Ciągle czułam jego uścisk na nadgarstku. Nie był on mocny, ale stanowczy. Szczerze? Spodziewałam się czegoś innego. Czy te cztery lata kłamstwa były warte mojego zejścia na dół? Zdecydowanie nie. Zrobiłam to tylko i wyłącznie po to, aby zrobić bratu na złość. No i z ciekawości. Błagałam Louisa o wspólne wyjście, kłóciłam się z nim, zadręczałam się przez ten ostatni czas myślą, że być może się mnie wstydzi tylko po to, aby wstać z cholernego łóżka i ujrzeć trójkę niczym nie wyróżniających się chłopaków? Generalnie to czwórkę, wliczając w to Nialla. Jego polubiłam najbardziej, być może dlatego, że spędziłam z nim najwięcej czasu z nich wszystkich. Liam, który stał obok mojego brata również wyglądał na sympatycznego. Myślę, że on i blondyn są najspokojniejsi z całej paczki. Chociaż, jak mówią, pozory mylą. W następnej kolejności jest Zayn, którego, tak samo jak Nialla, poznałam wcześniej. Jego wygląd idealnie odzwierciedla charakter. Dupek. Już wiem, kogo mam unikać. Z tym nie chcę mieć nic wspólnego. Ostatni jest Harry, który zamilkł, gdy tylko weszłam do salonu. Nie wiem, jak powinnam się z tym czuć. Wyglądem przypomina Zayna. Jedyne, co do tego nie pasuje, to oczy. Oczy mulata są brązowe, ciemne, jakby ogarnął je mrok. Natomiast oczy Harry'ego...one były zielone. Zielony od zawsze kojarzył mi się ze spokojem. Możliwe, że poniekąd to prawda. Nie odezwał się ani słowem podczas mojej obecności w tym samym pokoju. Jedno wiem, że jest pewny siebie. Wyczułam to wtedy, gdy przedstawiał mi swoje imię. Zamknął mój nadgarstek w uścisku, ale jak już wspomniałam, nie był on mocny na tyle, aby mnie skrzywdzić. I kiedy wypowiedział swoje imię, na jego twarzy nie pojawił się żaden cień uśmiechu ani czegokolwiek. Jedyne, co się zmieniało, to kształt jego ust, gdy powoli wypowiadał "Harry". Przeszły mnie dreszcze, gdy miejsce, w którym trzymał mnie za rękę zrobiło się wręcz lodowate, jakbym co najmniej trzymała ją w zamrażalniku. To był pierwszy raz, kiedy to ja straciłam pewność siebie, jakby wyssał ją ze mnie wraz z momentem, kiedy uderzyłam swoim ciałem o jego tors. To i tak było lepsze niż to, jak sobie wyobrażałam pierwsze spotkanie ze znajomymi Louisa. A teraz? A teraz siedzę po turecku na swoim łóżku bawiąc się rogiem mojej ulubionej poduszki. W takich momentach chciałabym mieć kogoś na wzór przyjaciółki, aby móc zwierzyć się z każdej, nawet najmniejszej rzeczy, która mnie trapi. Do tej pory kumulowałam wszystko w sobie. Taką moją przyjaciółką był mój pamiętnik, lecz to za mało. Ta mała kupka zapisanych stron nie da ci żadnej porady, nie pocieszy, nie rozbawi do łez, chyba, że sam na marginesie napiszesz sobie parę pokrzepiających słów. Schyliłam się pod łóżko i wyciągnęłam z niego karton, do którego schowałam swój pamiętnik. Otworzyłam go na pierwszej stronie. To już nie boli. Do pewnego momentu otwieranie tej prywatnej książki przyprawiało mnie o łzy. Wiedziałam, że kiedy ją otworzę, notka o rozwodzie rodziców będzie pierwszą rzeczą, jaką zobaczę. Teraz swobodnie mogę rozpocząć brudzenie kremowych stron atramentem od pióra. I tak jak inne nastolatki zwierzają się swoim przyjaciółkom, ja przelałam swoje myśli na papier.

Louis' POV:

Po tym jak Ann wróciła do pokoju, wszystkie oczy skierowały się na mnie, a Zayn wybuchnął śmiechem. Liam uniósł brwi. Natomiast Harry stał tak jak stał, tylko, że tym razem na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Razem z mulatem mieli dzisiaj dobry humor. Aż za dobry.
- Zgłodniałem - zielonooki przeczesał swoje włosy spoglądając na schody.
- Nawet o tym nie myśl - warknąłem. Podszedłem do niego.
- A dlaczego by nie? Wiesz, jak ona intensywnie pachnie? Aż zgłodniałem
- Przysięgam, że jeżeli coś jej zrobisz, nie przeżyjesz - zacisnąłem pięść na jego t-shircie.
- Teoretycznie jestem martwy - zaśmiał się, na co Zayn mu zawtórował. - Zapominasz, że jestem starszy i silniejszy od ciebie - oczy Harry'ego przybrały odcień ciemnej zieleni co oznacza, że się zdenerwował. - Oraz szybszy. Ty zyskujesz moce tylko wtedy, gdy się przemienisz, psinko - tym razem mulat wybuchnął takim śmiechem, że spokojnie mógł obudzić cały Londyn.
- Zostaw ją w spokoju - wycedziłem przez zęby. - Nie dostaniesz jej
- Och, czyżby? - Harry uniósł brwi, a kąciki jego ust ponownie wygięły się w uśmiechu. Wyminął mnie i stanął na pierwszym stopniu schodów. - Jeszcze tylko dziewięć stopni - prowokował mnie, to było oczywiste.
- Liam - odezwałem się do przyjaciela, gdy brunet wspiął się o kolejny stopień.
- Stary, on blefuje - skrzyżował ręce na piersi.
- Ty chyba sobie żartujesz? Rozumiem, gdyby to był Zayn, ale nie on! - wrzasnąłem i wskazałem na Harry'ego, który był już na czwartym schodku.
- Dobrze wiesz, że jako jedyny z was umiem czytać w myślach i gwarantuję ci, że zatapianie kłów w szyi Bell nie jest rzeczą, o której w tej chwili myśli Harry - Liam westchnął i usiadł na krześle. Uspokoiłem się słysząc słowa przyjaciela i odwróciłem się do zielonookiego plecami, który wyszeptał:
- Przekąska idzie - zaśmiał się pod nosem w dalszym ciągu pozostając w połowie schodów. Emocje znowu zaczęły we mnie buzować. Odwróciłem się z powrotem do Harry'ego z zamiarem grożenia mu, lecz na samym szczycie schodów pojawiła się Ann...


Ann's POV:

Krzyki. To jest to, co słyszałam przez cały czas. Nie mogłam się skupić na niczym innym, jak nad ich głosami. Tak bardzo nie chciałam schodzić na dół. Nie wtedy, kiedy wszyscy będą ponownie świdrować mnie wzrokiem. Ale nie mogłam tego znieść ani chwili dłużej. Fuknęłam i zsunęłam się z łóżka odtrącając ręką wszystkie szkice, które leżały wokół mnie. Z frustracji szarpnęłam za klamkę i krokiem słonia (żeby słyszeli, że nadchodzę) podeszłam do schodów. Parę stopni niżej stał Harry, odwrócony do mnie plecami. Co on robił w połowie schodów? Odchrząknęłam i wyminęłam chłopaka. Oparłam ręce na biodrach i spojrzałam na wszystkich. Zagryzłam nerwowo wargę.
- Czy moglibyście, proszę, przestać kłócić się jak dzieci? - wyrzuciłam dłonie w powietrze. Zayn rozłożył swoje ręce na oparciu kanapy i zaśmiał się pod nosem. - Zwłaszcza ty - wskazałam na Louisa - I ty - oraz na Harry'ego, który opierał się o ścianę i milczał, znowu. - Przez was nie mogę się na niczym skupić - fuknęłam.
- Nie denerwuj się - spojrzałam na mulata.
- Jesteś kretynem - odparłam, wzdychając. Tym razem zielonooki zaśmiał się schodząc wolnym krokiem w dół do salonu. Szczerze mowiąc, nie spodziewałam się od niego jakiegokolwiek dźwięku w mojej obecności. Kolejna rzecz, która do niego nie pasuje oprócz oczu - jego śmiech.
- Hey! Rozmawiałaś ze mną zaledwie dwa razy. Co pozwala ci myśleć, że nim jestem?
- Mam dar do rozpoznawania złych i dobrych ludzi - mruknęłam na odczepne. Wyjęłam z chlebaka dwie kromki chleba tostowego i włożyłam je do tostera.
- Obawiam się, że ten dar jest zajęty - zmarszczyłam brwi.
- Huh? Co masz na myśli?
- Powróciłem! - drzwi trzasnęły z wielkim hukiem, a do salonu wszedł jak zwykle uśmiechnięty Niall. - O matko, robisz tosty! - w błyskawicznym tempie znalazł się obok mnie.
- Uh, może tak cześć? - spojrzałam na niego pytająco.
- Och, tak, cześć - wyszczerzył zęby w uśmiechu i otoczył mnie ramieniem. - Co tam słychać?
- Głowa mnie boli. Za dużo myślę - westchnęłam
- Zajmij się czymś, odciągnij swoje myśli od tego, o czymkolwiek myślisz
- Próbowałam, ale ktoś się kłócił - spojrzałam znacząco na Louisa, a blondyn przewrócił oczami.
- Kiedy będą gotowe? - jak na zawołanie tosty wyskoczyły z tostera, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk.
- Teraz - wyłożyłam je na talerz i podałam chłopakowi, wyciągając w międzyczasie Nutellę.
- Nie, ja mogę poczekać. Nie jestem głodny, po prostu lubię tosty - skinęłam głową i naszykowałam drugą porcję. Usiadłam na blacie i w błyskawicznym tempie pochłonęłam swoją kolację.
- Ile masz lat, Ann? - zapytał Liam. Podparł swoją głowę na łokciu.
- Siedemnaście
- Mm, świeża krew - mruknął Zayn spoglądając w moją stronę. Szturchnął Harry'ego łokciem.
- Można tak powiedzieć - uśmiechnęłam się. Wszyscy popatrzyli na mnie i zmarszczyli brwi. Po kilku sekundach Niall wybuchnął śmiechem, po czym dołączyłam do niego. Założę się, że patrzyli na nas jak na bandę idiotów. Nie obchodziło mnie to. Otarłam łzy, które spłynęły mi po policzku ze śmiechu. Włożyłam naczynia do zlewu.
- To może ja wrócę do siebie. Nie będę wam przeszkadzać - odparłam i podreptałam w stronę swojego pokoju.
- Nie, zostań. Harry chciał cię bliżej poznać - Zayn poklepał miejsce na kanapie między nim a chłopakiem.
- Nie chce jej poznawać - brunet warknął. Wstał gwałtownie z sofy i udał się w stronę wyjścia, trzaskając mocno drzwiami.


I choć nie było po mnie tego widać, i choć on nie chciał poznać mnie, to z każdą sekundą, kiedy przebywałam z nim w salonie - ja chciałam poznać jego...