Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

czwartek, 29 listopada 2018

Rozdział 13


Harry's POV

Nie spodziewałem się, że mój przeciwnik będzie aż tak silny, ale gdyby nie rzucił mną o drzewo myślę, że spokojne dałbym mu radę. Dosłownie na moment straciłem przytomność, więc nie miałem kontroli nad tym, co się dzieje wokół mnie. Kiedy się ocknąłem nigdzie nie widziałem wampira, zamiast tego czułem krew. Dużo krwi. Szybko poderwałem się na nogi i w wampirzym tempie znalazłem się przy ciele Annabelle. Była blada, a z rany krew sączyła się obficie. Jeszcze kilka minut i się wykrwawi. Moje kły wysunęły się. Nie, nie mogę tego zrobić. Spojrzałem na jej twarz. I pomyśleć, że to ja chciałem doprowadzić ją do tego stanu i uciec zadowolony.
Ugryzłem swój nadgarstek i chciałem podstawić go pod jej usta, ale nie mogę tego zrobić. Ta rana jest zbyt poważna, nawet moja krew jej nie uleczy, więc gdybym ją podał, Ann i tak by umarła, ale z taką różnicą, że może stać się kimś takim jak ja. Louis by mi tego nie wybaczył. Została jedna opcja. Perrie. W ekspresowym tempie wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer dziewczyny.
- Masz dwie minuty, żeby przyjść do parku, teraz! - warknąłem do słuchawki, byłem zdenerwowany.
- Nie krzycz na mnie!
- Perrie, nie mam czasu na kłótnie
- Ale ja mam, dzwonisz zawsze kiedy czegoś chcesz
- Perrie, proszę. Dziewczyna praktycznie umiera mi na rękach. Pomóż mi, proszę - co ja narobiłem? Gdybym nie wyciągnął jej z domu nic by się jej nie stało.
- Będę za minutę

~*~
- Jaka dziewczyna? Od kiedy obchodzi cię życie twojego pożywienia? - Perrie pojawiła się tuż za mną, minęła chwila nim zauważyła Annabelle. - O mój Boże! - zakryła usta ręką i przyjrzała się ranie na szyi. - Jak mogłeś?! - nie spodziewałem się, że dostanę od niej w policzek z otwartej dłoni. W sumie należało mi się.
- To nie ja, okay?! To był inny wampir. Ja nie mam z tym nic wspólnego! - miałem, i to dużo, ale Perrie nie musi o tym wiedzieć. Nikt się o tym nie dowie.
- Dałeś jej swoją krew?
- Nie, nie wyleczę tej rany
- To dobrze, będzie można użyć potem hipnozy - skinąłem głową. Wampirza krew w organizmie blokuje hipnozę. Usiadłem obok i patrzyłem jak rana na szyi dziewczyny stopniowo się zmniejsza pod wpływem mocy Perrie. Będzie dobrze. Będzie dobrze.

~*~
Nie wiem ile dokładnie to wszystko trwało, ale rana wcale nie była mała. Widocznie ten ktoś nie dbał o to w jaki sposób wbija się szyję.
Kiedy blondynka uleczyła siostrę Louisa, ta zaczęła się powoli przebudzać. Skorzystaliśmy z okazji i wymazaliśmy jej wspomnienia z dzisiejszego wieczoru, a razem z nimi z jej pamięci zniknął obraz dzisiejszej próby zabicia. Odetchnąłem z ulgą. Już nigdy nie pozwolę sobą manipulować, będę się kontrolował, a to, co się dzisiaj wydarzyło zostanie tajemnicą.

Ann's POV

Obudziłam się jak nowonarodzona. Była godzina dziewiąta, ale mimo tego i tak za wygodnie leżało mi się w łóżku. Wczoraj chyba tak długo wybierałam książkę do przeczytania, że aż zasnęłam, bo nie pamiętam, abym jakąkolwiek czytała.
Odrzuciłam kołdrę na bok i wygrzebałam się z ciepłego łóżka. Mój brzuch dawał o sobie znać. Mam nadzieję, że Louis przyszykował już śniadanie.
Wolnym krokiem zeszłam po schodach, a po drodze związałam włosy w koka, aby było mi wygodniej. Mój brat krzątał się już po kuchni, więc usiadłam na krześle.
- Dzień dobry, jak się spało? - zapytał, stojąc do mnie tyłem.
- Dobrze
- Głodna?
- I to bardzo - uśmiechnęłam się do brata, który postawił przede mną talerz tostów. Były przepyszne, zresztą jak zawsze.
- Słuchaj, Ann, jutro wieczorem chciałbym gdzieś wyjść
- O, super, gdzie idziemy? - zapytałam przeżuwając kęs tosta. Louis westchnął i podrapał się po karku.
- W sensie ja z chłopakami - spojrzałam na brata. Opierał się o blat.
- Co będziecie robić?
- Uhh, chcieliśmy pojechać na jednodniowy biwak. Wiesz, odpocząć trochę
- Mogę jechać z wami? Prooszę - wyjazdu z miasta nie odpuszczę, też chciałabym się stąd wyrwać. Są wakacje, a ja cały czas siedzę w domu.
- To jest męski wyjazd
- Louis! - oparłam się na ręce
- Wykluczone Ann - brunet machnął na mnie ręką.
- Jutro zostanę sama w domu?
- Na to wygląda
- Cały dom tylko dla mnie?
- Tak
- Czyli mam wolną rękę?
- Ann-
- Super, skoro ty wyjeżdżasz, ja zrobię imprezę - przerwałam bratu i klasnęłam w dłonie. Zeskoczyłam z krzesła i skierowałam się w stronę łazienki. - Och, nie, czekaj, do tego trzeba mieć znajomych - burknęłam do siebie. Louis chyba to usłyszał, bo zaśmiał się pod nosem. Nie miałam ich zbyt wielu, a ci, z którymi utrzymywałam kontakt nie nadawali się na towarzystwo imprezowe. Westchnęłam. Jutro siedzę sama w domu.

Louis' POV

Czułem się z tym źle, że odmawiam Ann wspólnego wyjazdu, ale nie mogłem się zgodzić. To nie prawda, nie wyjeżdżamy na biwak. Jutro jest pełnia. Gdyby moja siostra z nami pojechała, to nawet nie chcę wiedzieć co by się mogło stać. Pełnia jest najgorszą rzeczą w naszym życiu, co miesiąc z przymusu przemieniamy się w wilkołaki, dlatego wolimy spędzać ten czas poza cywilizacją. W ten sposób nikogo nie skrzywdzimy.
Nie chcę też zostawiać Belle samej w domu, ale nic nie mogę na to poradzić. Chyba, że Perrie mogłaby dotrzymać jej towarzystwa.
Albo może to nie jest dobry pomysł ze względu na to, co się stało, gdy ostatni raz przebywała z moją siostrą sam na sam. Muszę to przemyśleć.

Annonymous' POV

Zostałam staranowana przez Iana w drzwiach wejściowych. Wrócił szybciej niż się spodziewałam, więc swój plan pozbycia się go muszę przesunąć na późniejszy termin. Na jego twarzy widniało zadowolenie. A więc zwiady się udały. Ciekawe z czym przychodzi. Wolnym tempem udałam się za nim do pokoju Jasona.
- Panie - ukłonił się. Ja byłam zmuszona zrobić to samo. Stanęłam sobie z boku, aby im nie przeszkadzać.
- Kath, czy masz mi coś ważnego do przekazania? - otóż to, nie miałam, ale jeżeli chciałam zostać w pomieszczeniu, musiałam coś wymyślić.
- To może poczekać - odparłam. Jason jest sztywnym dupkiem. Rozumiem, że wiek robi swoje, ale powinien się trochę dostosować do obecnych czasów, zamiast mówić "po staremu". Nikt go prawie nie rozumie.
- Przychodzę w sprawie zwiadów - Ian zabrał głos, zwracając tym samym na siebie uwagę blondyna.
- Ach, tak. Opowiadaj
- Udałem się do Londynu, aby rozeznać się w sytuacji, jak mi poleciłeś, panie. Stwierdzam, że towarzystwo Tomlinsona nie szykuje się do walki ani ataku - zacisnęłam usta, aby nie wybuchnąć śmiechem. Ta wymowa jest dziwna jak na panujące czasy, a ja sama nie pochodzę z niewiadomo jak dawna.
Jason chciał sprawdzić czy Tomlinson i cała ta grupka szykuje coś do obrony. Podobno przyznał się do zabicia Laury, a Jason nie odpuści. Na miejscu tej bandy broniłabym się.
- Czyli nie przejęli się zbytnio moim ostrzeżeniem
- Znalazłem coś innego. Najlepszą krew jaka kiedykolwiek istniała - zaczyna się robić ciekawie.
- Czuć tą krew w całej posiadłości, Ianie. Masz jej trochę na koszuli
- Można by powiększyć nasze zasoby

Już wyjaśniam. Jason ma swoje tak zwane "karmniki". Kolekcjonuje ludzi, którzy są przetrzymywani tylko dla krwi. Nie zabija ich od razu, po prostu pobiera ją. Inne wampiry mówią, że krew tych ludzi jest jak stare dobre wina, byle jakiej tam się nie znajdzie, więc jeżeli Ian znalazł kogoś takiego, to na miejscu tej osoby wolałabym uciekać. Osobiście nie chciałabym być zamykana w piwnicy tylko dla krwi. To pokazuje jakimi bestiami są wampiry, dlatego trzeba je zabić. - Owszem, skoro mówisz, że warto. Wrócisz tam razem z łowcami - łowcy krwi, to oni wyłapują najlepsze "przekąski".
- Tylko jest jeden szczegół. Natrafiłem na Stylesa, widocznie to była jego przekąska. Ta dziewczyna prawdopodobnie nie żyje, albo on zabrał ją ze sobą
- Wyślę więcej łowców, a teraz odejdź - gestem ręki wskazał mu wyjście. Więc teraz ja muszę poczęstować go swoim kłamstwem. Coś wymyślę.

Ann's POV

Kolejny dzień minął bardzo szybko. Wstałam, wzięłam prysznic, ubrałam się. Przez całe popołudnie oglądałam telewizję albo patrzyłam jak Louis pakuje się na biwak. Miał wyjść o siedemnastej. Zostało mu dwadzieścia minut.
- Gdzie jest twój śpiwór? - zapytałam, kiedy rzuciłam okiem na torbę podróżną. - Coś ty tam spakował? Nie zamierzasz chyba uciekać, prawda?
- Liam zajął się śpiworami i tak, zamierzam uciec - zaśmiał się, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Ha ha, bardzo śmieszne
- Poradzisz sobie sama?
- Tak, możesz iść
- Perrie do ciebie zaraz przyjdzie, zostanie z tobą na noc - odwróciłam się plecami do brata powracając do oglądaniu serialu. Uniosłam kciuk w górę w ramach akceptacji pomysłu. Przynajmniej nie będę się nudzić.

~*~

Od momentu wyjścia Louisa przez pół godziny byłam sama, potem przyszła Perrie. Zrobiłam popcorn i włączyłyśmy jakiś film. Nie pamiętam tytułu, fabuła też raczej średnia. Dziewczyna chyba miała to samo zdanie na ten temat, bo latała wzrokiem wszędzie, byle nie na telewizor.
- Wyłączyć? - zapytałam, kiedy blondynka spojrzała na mnie. Pokiwała głową, więc to zrobiłam. - Co chcesz robić?
- Louis mówił, że rysujesz
- Mówił? Uhh, tak, rysuję
- Pokażesz mi?
- To są same bazgroły, nie ma co oglądać - wątpię, aby Perrie chciała zobaczyć krwawe rysunki niczym sceny wyjęte z horroru.
- Nie bądź taka, pokaż - klepnęła mnie w ramię i poszła do mojego pokoju. Zrobiłam to samo.
Wyciągnęłam pudełko spod łóżka, w którym znajdowały się teczki z moimi szkicami. Podałam jednego z nich dziewczynie. Lustrowała wzrokiem każdą kartkę, a ja milczałam.

Odcięte głowy, ale fajnie! 

- To jest to, co rysujesz? - zapytała z nutką zdziwienia w głosie.
- Myślałaś, że będą to same kwiatuszki, koniki i tęcze? Kiedy byłam mała, Louis lubił czytać mi swoje komiksy o potworach, kiedy szłam spać. Jego obwiniaj
- Nie, rysunki są dobre. Bardzo dobre - przyznała, zamykając teczkę i sięgnęła po następną. Odetchnęłam z ulgą. Zazwyczaj, kiedy pokazywałam swoje rysunki innym patrzyli na mnie jak na wariatkę. W gimnazjum miałam nauczycielkę plastyki w podeszłym wieku, to gdy to zobaczyła zrobiła nade mną znak krzyża. Ja wcale nie żartuję.
- Myślisz, że umiałabyś narysować mnie? - Perrie wyrwała mnie z zamyśleń. Zmarszczyłam brwi kiedy usłyszałam jej pytanie.
- Nie wiem, nigdy nie rysowałam portretu, ale mogę spróbować. Chwyciłam kartkę i ołówek. Dawno nie rysowałam, ale raczej nie wyszłam z wprawy. - Nie ruszaj się - mruknęłam, kiedy blondynka sięgała po kolejną teczkę.
- Przepraszam
Trochę zajęło mi zrobienie odpowiedniego szkicu, ale po kilku próbach dałam radę. Byłam zadowolona z efektu, mimo tego że dopiero połowa za mną. Ciężko było utrzymać Perrie bez ruchu, bo co jakiś czas zapomniała, że ją szkicuję albo zatracała się w swoich myślach.
- Kogo lubisz najbardziej z naszej paczki? Mam na myśli chłopców - spojrzałam pytająco na blondynkę.
- Uhh, nie wiem. Myślę, że Niall jest dość ciekawą osobą - wzruszyłam ramionami. - W sumie najlepiej się z nim dogaduję. Chociaż, gdyby się tak zastanowić to-
- Pociąga cię osobowość Harry'ego?
- Może nie tyle co pociąga, ale interesuje - mruknęłam. Zagryzłam wargę, kiedy poprawiałam kontur twarzy Perrie, a kiedy wszystko było już okay, uśmiechnęłam się do samej siebie.
- Zgodzę się, ma bardzo ciekawy charakter, ale czasem nie warto pakować się w taką znajomość
- Dlaczego? Nie odniosłam wrażenia, że jest jakiś bardziej inny od całej reszty. Może troszkę tajemniczy, ale wiesz jak to jest. Ludzie są ciekawi
- Masz rację. Ale bądźmy szczere, podoba ci się? - przerwałam rysowanie i skupiłam się na Perrie. Co mam jej odpowiedzieć? Szczerze, to nie wiem.
- Nie zaprzeczę, komu on się nie podoba? Jest dobrze zbudowany, wygląda całkiem dobrze, ma ładne oczy ale- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko - Co?
- Nic, kontynuuj
- Ale czasem potrafi być palantem, tyle - wzruszyłam ramionami. Nie oszukujmy się, Harry jest przystojny, ale nie podoba mi się psychicznie, w sensie, że jestem nim zauroczona czy coś. Czasem potrafi mnie zdenerwować.
Chciałam poprawić jeszcze trochę oczy i nos w tym szkicu, więc spojrzałam ponownie na dziewczynę. Moje tętno przyspieszyło, a ja sama rzuciłam przed siebie szkicownik, kiedy przed moimi oczami ujrzałam jakąś obcą twarz. Był to dosłownie ułamek sekundy. Nie widziałam tej twarzy wyraźnie, ale dało się poznać rysy mężczyzny. Niby trochę znajome, ale nie wiem skąd mogę kojarzyć. Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej.
- Wszystko w porzątku? - Perrie dotknęła mojego ramienia, a rzucony szkicownik odłożyła na bok.
- Tak, tak myślę - założyłam włosy za ucho, kiedy trochę się uspokoiłam.
- Co się stało?
- Wydawało mi się, że coś zobaczyłam - dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Co zobaczyłaś?
- Wiesz, jak masz te wszystkie straszne gry i co jakiś czas przed ekranem miga ci jakaś twarz? To jest dosłownie sekunda. Ja miałam tak samo. Nie wiem co to było, ale ta twarz miała krew na sobie - przyłożyłam dłoń do czoła. - Nie przejmuj się, mam coś z głową, szkice mi się udzielają - zaśmiałam się i sięgnęłam po szkicownik.
- Czy to była jakaś znajoma twarz?
- Nie wiem, coś niby kojarzę, ale nie wiem skąd - zmarszczyłam brwi i wróciłam do rysowania. Perrie już nie zadawała pytań, zatraciła się w swoich myślach.

Kath's POV

Minęły trzy godziny odkąd Ian wrócił do posiadłości. Co jakiś czas mijałam go na korytarzu, a on z każdym spotkaniem wyglądał coraz bladziej, ale wampiry nie chorują. W pewnym momencie chciałam pójść po zaprzyjaźnioną czarownicę, która leczy tutejsze byty nadprzyrodzone z poważnych obrażeń, ale tak sobie pomyślałam, że w końcu pozbyłabym się Iana bez kiwnięcia palcem. Jednakże nie mogłam tak zrobić. Kiedy Jason dowiedziałby się, że widziałam stan Iana a nic nie zrobiłam, miałabym poważny problem. On jest pupilkiem Jasona, także zaryzykowałam i poszłam po Judith.
- Kath, kochana, co mogę dla ciebie zrobić? - powitała mnie buziakiem w policzek. Jud miała trzydzieści lat, ale była dla mnie jak starsza siostra. Bardzo mi pomogła.
- Słuchaj, na korytarzu siedzi Ian, coś niewyraźnie wygląda. Poszłabyś na niego zerknąć? - wykrzywiłam się, że mu pomagam, ale coś musiałam zrobić. Judith pokiwała głową i wyszła razem ze mną.
Najpierw rzuciła okiem na Iana. Był bardziej blady, o ile to możliwe.
- Myślisz, że pożywiał się ostatnio zwierzęcą krwią? Nie wszystkie wampiry ją trawią
- Wątpię, niedawno wrócił z Londynu i mówił, że dobrą przekąskę znalazł
- Przekąskę? Masz na myśli człowieka? - pokiwałam głową. Judith spojrzała na jego koszulę, która była splamiona bodajże krwią jego ofiary, a następnie ją zdjęła.
- Co robisz?
- Wezmę tą krew do badania. Może ktoś zażywał jakieś ziele -
Ian był ledwo przytomny. Razem z czarownicą zostawiłyśmy go opartego pod ścianą, bo niewiele mogłyśmy teraz zrobić. Po chwili usłyszałyśmy huk, a wampir leżał nieprzytomny na podłodze. Judith podbiegła do niego i jedną rękę położyła na jego klatce piersiowej, a drugą podłożyła pod głowę.
- O mój Boże - wyszeptała. Ukucnęłam obok niej.
- Co się stało? Nie żyje?
- Wręcz przeciwnie, wsłuchaj się - obie zamilkłyśmy. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy usłyszałam bicie serca.
- To niemożliwe

wtorek, 27 listopada 2018

Rozdział 12


Harry's POV

Kły przebiły moje wargi, gdy wysunęły się w mgnieniu oka. Żądza krwi była tym razem o wiele silniejsza niż wcześniej. Annabelle zeszła z mojego pola widzenia, ale to nie wystarczało. Wciąż czułem jej zapach, co oznaczało, że jest na tyle blisko, abym mógł być przy niej w ciągu sekundy w wampirzym tempie. To nie wróżyło niczego dobrego. W tym momencie nawet pięty wbite w ziemię nie pomogą. Jedynie przybycie kogoś z grupy mogłoby dać jej kilka dodatkowych minut życia, zanim rozerwę tego kogoś na strzępy. Na nasze nieszczęście, nikt nie wie gdzie jesteśmy. Założę się, że Louis nawet nie wie, że jego siostry nie ma w domu. Powinienem zebrać w sobie trochę siły, aby zadzwonić do niego i ostrzec przed możliwym pogrzebem, ale odsunąłem od siebie tą myśl. 

Chcę tej krwi.

Wydałem z siebie ryk, kiedy moje stopy oderwały się od podłoża, a moje ciało zaczęło poruszać się w szybkim tempie. Co jakiś czas obijałem się o drzewa, starając się wyhamować i powstrzymać przed tym zabójstwem. Nie chcę złamać paktu naszej paczki. Nie zabijamy rodziny swoich przyjaciół, ale ja właśnie zmierzałem ku delikatnej szyi Annabelle. Nie jest dobrze.
Czułem jej zapach bardziej intensywnie, gdy się zbliżałem. Był taki słodki. Oszalałem. Teraz nie mogłem się powstrzymać, po prostu biegłem przed siebie czując już w ustach smak jej krwi.

Za niedługo jej spróbuję.

Ann's POV

Nie za bardzo wiedziałam przed czym uciekam, ale wcześniejsze zachowanie Harry'ego i wyraz jego twarzy nie był zbyt ciekawy. Zastanawiało mnie jedno - kim on tak naprawdę jest? Wszystko wskazuje na to, że to psychopata, pomimo tego, że wygląda normalnie i tak samo normalnie zachowywał się aż do dzisiaj. Może faktycznie coś wziął? Mam nadzieję, że mój brat nie jest w to zamieszany, a jeżeli jest, to ma poważne kłopoty. 
Oficjalnie oświadczam, iż mam dosyć biegania jak na te wakacje. Nie jestem za bardzo zafascynowana sportem, a bieganie to nie moja bajka, ale coś czuję, że w tym roku szkolnym będę miała najlepsze oceny z wf w szkole. 

Dziękuję ci, życie. 

Czujecie ten sarkazm?
Dotarłam na ścieżkę parkową, która znajduje się niedaleko miejsca spotkań większości nastolatków. Zazwyczaj ten plac jest oblegany przez masę ludzi, ale dzisiaj najwidoczniej trzy czwarte z nich bawi się w innym miejscu. Przez moment zastanawiałam się w którą stronę mam pobiec, ale postanowiłam, że skieruję się w stronę domu, bo jak mi może pomóc mała grupka zalanych już w trupa nastolatków? No właśnie. Wątpię, żeby nawet umieli jeszcze mówić.
Nie mogłam złapać oddechu, ponieważ biegłam już dobre kilka minut i to wcale nie wolnym tempem. Nie chciałam się zatrzymywać, bo nie wiem jaka niespodzianka spotka mnie tym razem i szczerze mówiąc, nie jestem tego ciekawa. Nie chcę wiedzieć. Uczymy się na własnych błędach, a mój błąd polega na tym, że za bardzo zaufałam przyjaciołom mojego brata. Zdecydowanie potrzebuję jakiejś super-szybkości albo super-siły. Albo mózgu, bo czasem czuję się jak przysłowiowa blondynka. Dosłownie. To nie jest pierwszy raz, kiedy pakuję się w jakieś kłopoty, ale nigdy nie byłam tak wystraszona jak przez te kilka dni. Płakałam też więcej, ogólnie jestem bardzo emocjonalną osobą. Teraz o dziwo nie płakałam. Byłam już zmęczona, ale nie przestawałam biec. Jeszcze tylko kilka minut i wydostanę się z tego parku. Mam tylko taką nadzieję, że bez kolejnych strasznych wspomnień. 

Harry's POV

Opuściłem właśnie polanę i biegłem wąską ścieżką, którą jakiś czas temu podążała młodsza siostra Louisa. Chciałem mieć to już z głowy, bo zmęczyłem się tą wewnętrzną walką ze samym sobą. Kątem oka dostrzegłem małą postać. To na pewno ona. Ucieszony zwolniłem tempo. Wolałem oszczędzić trochę energii w razie gdyby zechciała mi się wyrywać, a ten pościg był dość wyczerpujący, nawet jak na mnie. Wyszedłem na prostą, więc dziewczyna biegła przede mną. Wystarczy tylko użyć przyspieszenia, jest praktycznie na wyciągnięcie ręki. Oblizałem swoje usta, a kły rozkosznie mrowiły. Wyobrażałem sobie ten moment od bardzo dawna. Już poderwałem się do biegu, gdy zatrzymał mnie widok kolejnej sylwetki. Bardziej muskularnej. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy uświadomiłem sobie, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, a dlaczego by nie? Druga postać zmierzała ku Annabelle, która zwolniła tempo. Wyglądała jakby biegła rekreacyjnie. W końcu jest człowiekiem, pewnie zmęczyła się. Lepiej dla mnie.
Zmarszczyłem brwi, kiedy zauważony przeze mnie przed chwilą mężczyzna wyglądał jakby śledził moją zdobycz. Szedł za nią dość szybkim krokiem. To nie było normalne.

Po chwili usłyszałem krzyk. To nie był człowiek. On dobierał się do mojej zdobyczy. Jedno wiedziałem - zanim się pożywię czeka mnie walka z innym wampirem.

Ann's POV

Ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Wydałam z siebie krzyk. Myślałam, że to Harry mnie dogonił, ale widok obcego mi mężczyzny wcale mnie nie uspokoił. Próbowałam się wyrwać, ale bezskutecznie, był zbyt silny. Nie wiedziałam czego on ode mnie może chcieć. To wszystko powoli przestawało być zabawne. Odkąd zamieszkałam w innej części Londynu przytrafiają mi się rzeczy, o jakich do tej pory czytałam tylko w gazecie lub na Internecie. Uniosłam nogę z zamiarem kopnięcia nieznajomego, lecz ten szybko ją zablokował. Zdecydowanie muszę zapisać się na kurs samoobrony. Mój puls przyspieszył, spanikowałam.
- Puść mnie! - mężczyzna uśmiechnął się, przerażał mnie. Chciałam znowu zacząć krzyczeć, ale mężczyzna zasłonił moje usta ręką.
- Bądź cicho, to nie będzie bolało - nie zdążyłam zareagować. Sparaliżowało mnie, gdy ujrzałam czerwone tęczówki, takie same jakie wydawało mi się, że widziałam u Harry'ego.  Moje oczy rozszerzyły się, a sama zaczęłam się wyrywać i krzyczeć pomimo tego, że on dalej zakrywał usta przez co mój głos był stłumiony. Unieruchomił moje nadgarstki, a pod jego oczami ukazały się żyłki. Co to ma być?!
Ugryzłam go we wewnętrzną stronę dłoni, ale on ani drgnął, jakby tego nie czuł. Łza spłynęła po moim policzku. Co on zamierza zrobić? I dlaczego wygląda tak nienaturalnie? Mężczyzna przybliżył się do mojej szyi zaciągając się tak, jakby wąchał perfumy. Kolor jego oczu natychmiast przybrał odcień ciemniejszej czerwieni. Przymknęłam powieki i czekałam na to, co się stanie, ale zdziwiłam się, kiedy po kilku sekundach nie czułam żadnego dotyku. Bałam się otworzyć oczy, dlatego robiłam to powoli. Nikogo przede mną nie było, a ja starałam się uspokoić. Cisza, spokój, ani jednej żywej duszy. W szoku powoli zmierzałam ku domowi. Nie miałam zamiaru tutaj zostawać. Nie wiem co się stało z tym mężczyzną, a ja nie będę czekała aż być może wróci. Podskoczyłam, kiedy ktoś upadł pod moimi nogami. To był on. Zwijał się z bólu. Skąd on się tu znalazł? Odsunęłam się kawałek i rozejrzałam po okolicy zatrzymując się na kolejnej parze czerwonych oczu. Oczu Harry'ego. Przełknęłam ślinę i zaczęłam się cofać. Co tu się dzieje? Brunet spojrzał na mnie przez moment i rozchylił swoje usta. Byłam bardziej skołowana, gdy zauważyłam kły chowające się za jego wargami. Cholera, o co chodzi? Chłopak rzucił się na leżącego nieznajomego i okładał go pięściami. Zakryłam usta ręką. Nie wiedziałam co zrobić. Sparaliżowana przyglądałam się ich walce. Harry zwinnie uciekał przed ciosami przeciwnika i pomimo większej o odrobinę budowy ciała mężczyzny zielonooki wydawał się być silniejszy. Raz za razem odpierał ataki, jakby był zawodowym bokserem, ale nie, on nie był bokserem. Był kimś innym. Kimś, kogo nie mogę rozgryźć.

Wystraszyłam się, kiedy Harry został rzucony o drzewo z wielką siłą. Nikt by tego nie przeżył. Ciało chłopaka bezwładnie upadło na ziemię. Odruchowo chciałam do niego podbiec, ale mężczyzna otrzepał spodnie i z uśmiechem na twarzy zaczął kierować się w moją stronę. Boże, on przed chwilą zabił Harry'ego. Zabił go! Kolejna dawka łez zmoczyła moje policzki. Nim zdążyłam uciec, poczułam ból w okolicach szyi, a potem była już tylko ciemność.

Annonymous' POV

- Zniknął, po co go szukasz? - średniego wzrostu dziewczyna dotknęła ramienia blondyna, który spoglądał w okno.
- Wróci, poszedł tylko na zwiady - mężczyzna zadowolony ze swojej odpowiedzi usiadł w fotelu, a ja stałam w progu pokoju. Nie tyle co pracowałam, ale byłam kimś w rodzaju informatora dla najważniejszych wampirów. Zdobywałam i dostarczałam im przeróżne informacje. Tak, jestem człowiekiem. Żywię do wampirów ogromną zrazę, ale że jako wiem o ich istnieniu, to aby przeżyć muszę się jakoś przyczynić do utrzymania gatunku. Natomiast moją prawdziwą, że tak powiem, pracą jest zabijanie krwiopijców. To lubię najbardziej, a rola informatora pozwala mi na większą wiedzę i rozeznanie. Wiem, kogo mogę wyeliminować, aby nikt nie zauważył.
- Dalej uważasz, że wróci? Jak trafi na któregoś z paczki Malika i Stylesa to nie wróci. Chyba, że wyślą ci jego szczątki
- Cicho! - blondyn zdenerwowany uderzył pięścią w stół Wróci. Dajmy mu trochę czasu - postanowiłam nie czekać aż skończą tą rozmowę. Podeszłam do stolika i podałam mężczyźnie kielich napełniony krwią. Mam o wiele ciekawsze rzeczy do roboty niż słuchanie ich kolejnej kłótni.
- Jak chcesz, ale ostrzegam cię, Jason, oni są nieprzewidywalni - dziewczyna odwróciła się na pięcie i opuściła pomieszczenie. Kimkolwiek oni są, to powinni wiedzieć, że z kimś takim jak Jason się nie zadziera. Stał się bardzo agresywny od czasu, kiedy ktoś zabił jego ukochaną.

No cóż, teraz muszę znaleźć Iana, który wyruszył na zwiady. Kiedy go zabiję, jedynymi podejrzanymi będzie paczka Malika, bo w końcu on jest na ich terytorium.