Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

sobota, 9 września 2017

Rozdział 4



Harry's POV

Zatapianie kłów w szyi ofiary jest najlepszą rzeczą, jaka mi się dzisiaj przytrafiła. Krzyk blondynki był dla mnie jak muzyka. W sumie, nie była zbyt ładna. Na oko miała z około dwadzieścia siedem lat, a jej figura z pewnością do modelki nie należała. Ale to się akurat najmniej liczy. Najważniejsza jest ta szkarłatna ciecz płynąca w jej żyłach, którą sekundę temu wypiłem co do kropli. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo byłem spragniony. Otarłem usta wierzchem dłoni, a bezwładne ciało rzuciłem gdzieś za kontener. Nie obchodziło mnie to, że ktoś może je znaleźć. No bo co z tym mogą zrobić? Napiszą w gazetach o morderstwie lub wymyślą sobie atak zwierzęcia. A nawet gdyby się dowiedzieli, to co by mi zrobili? Założę się, że bardziej by się bali samego odkrycia. W domu Louisa panowała dość napięta atmosfera, musiałem wyjść. Nie wiedziałem, że ma siostrę. Wygadaną i odważną. Szczerze mówiąc, to chciało mi się śmiać, kiedy usłyszałem jak zwraca się do Zayna. Ciekawe co by zrobiła, gdyby wiedziała czym jesteśmy. Louis to ciota. Nie ma odwagi by jej o tym powiedzieć. Od czterech lat to ukrywa. Nie jest mu ciężko? A co, jeżeli Annabelle go zdenerwuje? Niby taka błahostka, ale ta jedna rzecz zmienia go w potwora. Dobra, to nie to, że ja jestem ten święty. Po prostu jest różnica między wampirem a wilkołakiem. Te dwa gatunki nie są przeznaczone do przyjaźni. Raczej są naturalnymi wrogami. I w dodatku one śmierdzą. Jeżeli jesteś nadprzyrodzoną istotą, wyczujesz te psiska z kilometra Ale nam to nie przeszkadza. Racja, na początku były częste zgrzyty między nami (okay, czasem też z powodu zapachu) ale teraz się dogadujemy. Ostatni raz rzuciłem okiem na martwą kobietę. Włożyłem ręce do kieszeni i wyszedłem z ciemnego zaułka, jednakże od razu zostałem przyparty do muru.
- Jesteś idiotą, Styles - Zayn pojawił się znikąd.
- O co ci chodzi? - warknąłem, odpychając go od siebie.
- Przyszedłeś tutaj się pożywić, podczas kiedy w domu był chodzący bank krwi. Zdecydowanie jesteś idiotą - Ma rację, ale nie chciałem mu jej przyznać. Krew Annabelle wyczułem już z podwórka. Ma strasznie intensywny zapach. Gdyby Louisa odwiedził młody wampir, bez wahania rzuciłby się na tą kruchą dziewczynę. W pewnym momencie sam miałem ochotę. Ale nie mam zamiaru tego robić. W końcu to siostra mojego przyjaciela. Wiem, co reszta paczki o mnie myśli. Że bez wyrzutów sumienia mógłbym zabić nawet i własną rodzinę. Nie winię ich za to, takie im daję wrażenie. Ale co święte, to święte. Zayn uderzył mnie w tył głowy. Miał pecha, gdyż ten dzień nie należy do moich najlepszych. Rzuciłem się na niego. Zaskoczyłem go. - Widzisz? O tym też mówiłem! Zejdź ze mnie!
- Denerwujesz mnie, Malik. Dzisiaj nie mam humoru - fuknąłem i odsunąłem się od chłopaka.
- Powiedz mi, kiedy ty go ostatnio miałeś - przypatrywałem się Zaynowi, który wstał i otrzepał swoje spodnie.
- Pedant - mruknąłem pod nosem, jednakże wiedziałem, że mnie usłyszał.
- Moczymorda - odgryzł mi. Przygryzłem wargę, aby ukryć uśmiech.
- Moczy-co? - przeczesałem włosy dłonią i uniosłem brwi do góry.
- Przestań się nabijać
- Po prostu nigdy nie słyszałem, abyś-
- Zamknij się, nie musimy o tym rozmawiać
- Dlaczego? To zabawne - Zayn spiorunował mnie wzrokiem, a ja nie mogłem powstrzymać chichotu. - Moczymorda - powiedziałem do siebie i poklepałem brązowookiego po ramieniu - Trzymaj tak dalej
- Odpierdol się - zacisnął dłoń. Byłem w razie czego przygotowany na cios z jego strony, ale tego nie zrobił.
- No już, wyluzuj - nie wiem, czy to coś dało. Chyba nie, bo wyglądał, jakby chciał mnie zabić. Zresztą, zacznijmy od tego kiedy nie chciał. Cały czas się sprzeczamy.
- Jesteś taki bipolarny - splunął, a ja nie wiedziałem co ma na myśli.
- Huh?
- Chwilę temu się na mnie rzuciłeś. Byłeś praktycznie gotowy, aby mnie pobić, a teraz się śmiejesz
- Trafiłeś na jeden z tych dni, przykro mi - wyraźnie zaakcentowałem "tych". Wzruszyłem ramionami. Wcale nie było mi przykro.
- Tych dni?
- Tak, tych dni
- Co to niby ma znaczyć? - Boże, niech on przestanie zadawać pytania.
- Że trafiłeś na jeden z ty-
- Jesteś denerwujący! - Zayn wyrzucił ręce w powietrze. Chyba go wkurzyłem.
- Również bipolarny jak i idiotą - zaśmiałem się - i moczymordą. Cokolwiek to znaczy
- Zabiję cię któregoś dnia, przysięgam
- Naah, nie zrobisz tego. A teraz wybacz, idę poszukać kolejnej blondynki. Ta nie była wystarczająca. Muszę jakoś się odstresować
- Odstresować? Po czym? - przyglądałem się mulatowi, który oparł się o mur i założył ręce na piersi - Chciałeś jej krwi, prawda? - Och, chciałem, i to bardzo.
- Dlatego wyszedłeś. W sumie, mogłeś się nie powstrzymywać. Wkurzała mnie
- Nie, nie mogłem - wyrazy wyszły z moich ust niczym jad. -Dobra, rozumiem. Trzy-czwarte zabójstw opisywanych w gazetach to moja sprawka, ale znam również granice. Louis jest naszym przyjacielem, a Annabelle to jego siostra. O czym ty do cholery myślisz? Wszyscy macie mnie za bezduszną bestię. Może i po części to prawda, ale mam dosyć, że uważacie mnie za największe zło! I przypomnę ci, że to zło sam stworzyłeś! Czy tak trudno jest wam chcieć ujrzeć moją drugą stronę? - sam się zdziwiłem na swój wybuch, ale każdy by tak zrobił, gdyby dusił coś w sobie od dłuższego czasu. Nie powiem, ulżyło mi. Trochę. - Owszem, lubię patrzeć jak inni cierpią. Wręcz delektuję się tym uczuciem, ale nie po to chronię swoich przyjaciół, aby potem sam ich niszczyć! - odwróciłem się na pięcie. Miałem w tamtej chwili dosyć. Jak najszybciej chciałem się ulotnić.
- Dokąd idziesz?
- Gdzieś, gdzie mnie ktoś zrozumie - fuknąłem i w wampirzym tempie uciekłem od zaułka jak najdalej.


Ann's POV

- Potrzebuję trochę powietrza - sapnęłam, kiedy Liam i Zayn opuścili mieszkanie zaraz za Harry'm. Głowa nadal mnie bolała od natłoku myśli. Z całej grupy został tylko Niall, za którego w duchu dziękowałam
- Więc chodźmy się przejść - czasami zazdroszczę mu tego, że nie przejmuje się blahostkami. Zawsze jest opanowany i wesoły. Jakby nie miał żadnych zmartwień. Może nie ma?
- Nawet nie wiesz jak bardzo nie chcę tutaj siedzieć - zeskoczyłam z krzesła i założyłam swoje tenisówki. - Louis, wychodzę! - krzyknęłam z korytarza. Nie czekając na odpowiedź wypchnęłam blondyna za drzwi, który nie spieszył się z założeniem butów. Zaśmiałam się, gdy potknął się o niezawiązane jeszcze sznurówki.
- Gdzie idziemy?
- Nie wiem, to był twój pomysł - wzruszyłam ramionami.
- Po prostu...idźmy przed siebie - skinęłam głową i podbiegłam do Nialla, który stawia większe kroki niż ja. O wiele większe. Musiałam go doganiać.
- Opowiedz mi coś o sobie - zdałam sobie sprawę, że kompletnie nic o nim nie wiem. Jest naprawdę sympatyczny i czuję, że mogłabym się z nim nawet zaprzyjaźnić.
- Co chciałabyś wiedzieć? - chłopak podrapał się po karku. Widocznie nie wiedział od czego zacząć.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia dwa
- Zdecydowanie nie. Obstawiałam, że góra dziewiętnaście. Kłamiesz - nie wyglądał na tyle. Musiał kłamać.
- Przysięgam, że nie
- Przysięgasz, że nie kłamiesz czy że nie masz dwudziestu dwóch lat?
- Boże, nie kłamię - zaśmiałam się, kiedy Niall założył ręce na piersi i udawał obrażonego.
- Hey - dźgnęłam go w bok, na co lekko podskoczył. Nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony. Blondyn zatrzymał się i odwrócił się do mnie plecami. Myślałam, że zawróci, ale tego nie zrobił.
- Nie obrażaj się, ja tylko żartowałam - mruknęłam niezadowolona i tupnęłam nogą, co spowodowało śmiech u chłopaka.
- Ja też - Jak gdyby nigdy nic poszedł do mnie, a ja skorzystałam z okazji i dałam mu sójkę w bok. W końcu mogę się czuć swobodnie i to mi odpowiada.


~*~


Wracaliśmy z parku w stronę mojego domu. Mile spędziłam z Niallem czas i cieszę się, że go poznałam. Byliśmy właśnie na moim osiedlu. Właściwie to na naszym. Blondyn mieszkał na początku, a ja trochę dalej niż w połowie. To było o około dziesięć domów dalej. Chłopak zaoferował, że mnie odprowadzi, ale ja odmówiłam. Stwierdziłam, że nie będę go fatygować, skoro jest już pod domem. Pomimo licznych sprzeciwów ustąpił i pożegnaliśmy się. Włożyłam ręce do kieszeni, bo zrobiło się chłodno. Całe szczęście, że nie mam daleko. Przyspieszyłam, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Jedyne o czym marzyłam to o pysznym kakao i moim łóżku. To był męczący dzień. Kiedy spojrzałam w prawo zobaczyłam postać siedzącą pod drzewem. To nie jest coś, co można zobaczyć codziennie. Zwłaszcza o tej godzinie. Jedyne, co mnie zdziwiło, to fakt, że to był Harry. Nie znam go zbyt dobrze i widziałam go tylko raz w życiu, ale te charakterystyczne loki szybko rzucają się w oczy. Zacisnęłam usta w wąską linię i skręciłam w jego stronę.
- Wszystko w porządku? - zapytałam. Nie wiedziałam czy podejść bliżej. Nie wyglądał w tym momencie na kogoś, kto potrzebuje towarzystwa, ale zauważyłam, że nie siedzi sobie tutaj dla relaksu.
- Idź do domu - mruknął. Ani razu na mnie nie spojrzał. Interesowała go jedynie rosnąca trawa. Westchnęłam i usiadłam obok niego. Nie czuję się dobrze z tym, że mnie odtrąca. Nawet mnie nie zna. Nie ma powodów, aby to robić - Nie powinnaś tu siedzieć
- Dlaczego? - nie dostałam odpowiedzi. To jest coś, czego nie lubię najbardziej. Czy to, że chcę pomóc jest złe? Po chwili ciszy ponownie zapytałam. - Coś się stało?
- Nie - warknął i zacisnął powieki, na co podskoczyłam. Odruchowo przyłożyłam rękę do piersi. Od razu wyczułam serce, które biło szybciej niż powinno. Gdyby Harry siedział bliżej mnie, bez problemu mógłby je usłyszeć. - Proszę, idź do domu
- Posłuchaj, wiem, że mnie nie znasz i wice wersa. Możesz mi nie ufać, ale podobno wygadanie się nieznajomej osobie pomaga. Coś cię trapi, obok ciebie siedzi nieznajoma, poszczęściło ci się dzisiaj - chciałam trochę rozluźnic atmosferę, ale chyba nie poszło po mojej myśli. Na moje słowa brunet zacisnął pięści. Co, do cholery, jest z nim nie tak?
- Wątpię, że ty jesteś osobą, która akurat mnie zrozumie. Ty jesteś tą, która zrozumie najmniej - Auć?
- Nie dałeś mi nawet szansy - fuknęłam i podążyłam wzrokiem za chłopakiem. Wstał i rozejrzał się dookoła, jakby szukał ucieczki. Po chwili zrobiłam to samo i stanęłam na nogi, które nawiasem mówiąc bolały mnie od spaceru z Niallem.
- Aby mnie zrozumieć, musiałabyś mnie znać. A jak sama powiedziałaś, jesteś nieznajomą, więc wątpię, aby ta rozmowa miała jakikolwiek sens. A teraz idż do domu. Louis pewnie się martwi
- Czuję, że starasz się mnie unikać. Wyczułam to wcześniej. I szczerze mówiąc, to nie wiem dlaczego. Ale wiesz co ci powiem? Nie będziesz w stanie ode mnie uciekać. Ja jestem siostrą Louisa, a ty jego przyjacielem. Czy tego chcesz czy nie, zawsze na mnie trafisz. Mogłeś pomyśleć wcześniej, zanim się przedstawiłeś - te słowa przyniosły mi ulgę. Powiedziałam to, co chciałam by usłyszał.
- Przez te cztery lata ani razu ciebie nie spotkałem, unikanie przez kolejne cztery będzie łatwiejsze niż myślisz - syknął, po czym odwrócił się na pięcie i zostawił mnie samą pod drzewem, po drugiej stronie ulicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz