Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

sobota, 12 sierpnia 2017

Rozdział 1



Z westchnieniem weszłam do salonu nie do końca wiedząc, za co powinnam się zabrać najpierw. Co jak co, ale tych pudeł było za dużo. Rozważałam też opcję powrotu do garażu i poproszenia Louisa o pomoc, ale sądząc po jego minie gdy mnie tam zobaczył uważam, że to nie jest dobry pomysł. Podeszłam do pierwszego lepszego kartonu, na którym markerem było napisane moje imię i otworzyłam go. Och, to tu spakowałam swoje książki. Na samej górze ulokowałam swój stary pamiętnik. Mój brat ciągle powtarzał mi, abym go wyrzuciła, bo w sumie od dobrych dwóch lat w nim nic nie pisałam, jednak ja się uparłam. Bądź co bądź, to moja własność, w której kryje się mnóstwo wspomnień. Otworzyłam pamiętnik na pierwszej stronie. Moim oczom ukazało się dziecinne pismo. Trochę nieczytelne. Uśmiechnęłam się do siebie. To był mój pierwszy wpis. O rozwodzie rodziców. Tak, od 12 roku życia prowadziłam ten pamiętnik. Dosyć długo. Wpisywałam tam tyko najważniejsze wydarzenia, dlatego zostało mi jeszcze parę wolnych kartek. Odłożyłam pamiętnik na miejsce i wzięłam karton do swojego pokoju. Louis zdążył już zamontować półkę, także moje książki znalazły swoje miejsce. Położyłam ręce na biodrach przyglądając się widokowi za oknem. Nie był to jakiś szczególny obraz. Po jednej i po drugiej stronie ulicy znajdowały się takie same domki, szeregowce. Odwróciłam się, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Pomyślałem, że pomogę wam z rozpakowaniem - Niall, chyba dobrze zapamiętałam jego imię, wszedł do mojego pokoju z uśmiechem na ustach. Dopiero teraz zauważyłam, że w rękach trzymał kartony. Przytaknęłam głową, wskazując ręką gdzie je ma położyć. Miły jest, nie powiem, że nie. Odwzajemniłam uśmiech i wróciłam razem z nim do salonu.
- Niall...- zaczął Louis, lecz blondyn mu przerwał.
- Spokojnie - uniósł ręce w obronnym geście. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi. Jedyne, co otrzymałam, to ledwo widoczny uśmiech Louisa. Jakby był zestresowany. Postanowiłam się tym nie przejmować. Ich relacje są dziwne. Wyobrażałam sobie inaczej jego znajomych. Niall, cóż, wyglądał normalnie. A może tylko on z tej grupy taki jest? W sumie nie widziałam reszty. I znając Lou'ego, nie zobaczę.

~*~
Reszta dnia przebiegła dość szybko. Z pomocą Niall'a przeprowadzka minęła sprawnie. Boże, ile ten chłopak ma w sobie siły. Mój pokój był prawie urządzony. Łóżko stało tam, gdzie powinno. Jedynie, czego brakowało to szafy, lecz chłopcy uznali, że na dzisiaj wystarczy roboty. Póki co byłam zadowolona z nowego domu. Tutaj jest przytulniej. Przez ten cały czas zamieniłam parę zdań z Niallem. Szczerze, polubiłam go. Jest zabawny. Z nim na pewno nie da się nudzić. Kiedy chłopak poszedł, rzuciłam się na kanapę w salonie.
- Louu!! - krzyknęłam, chowając głowę w poduszki - Louu!!! - ponowiłam, kiedy nie usłyszałam odpowiedzi.
- Co się tak drzesz? - usiadł obok mnie. Zatkał uszy na znak, że było za głośno.
- Mógłbyś podłączyć w końcu ten telewizor. Nie mam co robić - wydęłam wargę - I poproszę kakao - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Louis przewrócił oczami.
- Masz nogi, masz ręce, możesz sama sobie zrobić - wzruszył ramionami. Co jak co, ale czasami był okropnym bratem.
- Dobra, ale potem nie przychodź do mnie - wyrzuciłam ręce w powietrze. Wstałam z kanapy i udałam się do kuchni. Kurczę, gdzie spakowałam kakao?
Minęło 10 minut nim je znalazłam. Uradowana naszykowałam kubek i garnek. Opss, moje szczęście nie trwało zbyt długo. Nie było mleka. Jęknęłam z frustracji.
- Louu!
- Na miłość boską, kiedyś wyniosę cię do piwnicy, przysięgam! - Brunet w mgnieniu oka pojawił się w progu kuchni - Co tym razem?
- Nie ma mleka - westchnęłam, podnosząc pusty garnek do góry.
- Za rogiem masz sklep. Idź, przyda ci się trochę ruchu na te twoje grube uda - zaśmiał się. Wyjął z kieszeni pieniądze i wręczył mi je do dłoni.
- Haha! Bardzo śmieszne - niczym dziecko wystawiłam język. Zegarek wskazywał godzinę 22:40, co oznaczało, że na dworze jest już ciemno. Założyłam buty i narzuciłam na siebie bluzę.
- Weź mi przy okazji jakieś chipsy, jak już idziesz - przeklnęłam na niego w duchu. Przysięgam, czasami mam ochotę zamordować go. Wyszłam z domu knując przy okazji plan na pozbycie się brata. Innymi słowy - zbrodnia idealna.

~*~
Docierając do sklepu zdałam sobie sprawę, że Louis chciał się mnie po prostu pozbyć z domu, albo był na tyle leniwy, że nie chciało mu się iść. Obstawiam opcję pierwszą i drugą. Ten sklep za rogiem wcale nie był tak blisko, jak myślałam, że jest. Dokładnie 15 domów dzieliło mnie od cholernego marketu. Liczyłam, aby móc później trafić do domu. To nie moja wina, że każde mieszkanie wygląda tak samo! Kątem oka zauważyłam grupkę ludzi stojącą na parkingu sklepowym. Trochę mnie przerażały takie zgromadzenia ludzi, szczególnie wieczorami, także przyspieszyłam tempa, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Spacer pomiędzy regałami nie był czymś dla mnie, ale jak to powiedział mój brat, to na moje grube uda. Wcale nie uważałam, że takie były. Lubię siebie taką, jaką jestem. Ucieszyłam się, kiedy znalazłam upragnione mleko. Niechętnym krokiem ruszyłam w stronę chipsów. Nie określił się jakie konkretnie by chciał, to też miałam problem z wyborem.
- Myślę, że te byłyby dobre - podskoczyłam, kiedy usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się w stronę człowieka, który mnie przestraszył z zamiarem skoczenia na niego z łapami. Był dość wysoki, więc musiałam zadrzeć głowę, aby móc mu się przyjrzeć. Włosy miał brązowe, a oczy przerażająco niebieskie. Nie powiem nie. Przystojny był. Uśmiechnęłam się, kiedy wskazał ręką na paczkę chipsów wasabi.
- W sumie to należą się mojemu bratu. Mogłabym jeszcze polać je sosem tabasco - nieznajomy zaśmiał się.
- Widocznie sobie na to zasłużył - wyszczerzył się. Podał rękę w moją stronę. Chyba powinnam ją uścisnąć. - Jestem Thomas - odwzajemniłam uśmiech i podałam mu tą cholerną rękę. Pokiwałam głową, sama nie wiem po co. Powinnam teraz oberwać w twarz.
- Umm...ja Annabelle, ale mów mi Ann lub Belle - skrzywiłam się na sam dźwięk mojego pełnego imienia.
- Więc, Belle - wymówił moje przezwisko powoli, akcentując je. Nie zaczyna się zdania od "więc". Kurczę, nawet w myślach jestem nieznośna - Nie widziałem cię jeszcze tutaj w tej dzielnicy
- Och - machnęłam ręką, biorąc przy okazji paczkę chipsów wasabi, by o nich nie zapomnieć. - Mieszkam tu od dzisiaj - mruknęłam. Udałam się w stronę kasy. Thomas poszedł za mną. Położyłam produkty na ladzie czekając (nie)cierpliwie, aż platynowa blondynka je skasuje. Póki co była zbyt zajęta rozmową z koleżanką. Za takie coś powinni wywalić. Pstryknęłam kilka razy palcami, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Z natury jestem dość...specyficzną osobą. Jeszcze w życiu nie widziałam takiej kobiety. Kiedy spojrzała w moją stronę, prychnęła pod nosem i w dodatku przewróciła oczami. Miałam ochotę wytargać ją za te sztuczne doczepiane włosy. Tleniony blond, tfu! Chwyciła mleko i chipsy tymi swoimi sztucznymi pazurami czy jak to się tam to cholerstwo zwie i mozolnym ruchem zeskanowała kody kreskowe. Z irytacji kopnęłam nogą w stojącą obok szafkę, na co kobieta lekko podskoczyła. Ledwo powstrzymywałam się od roześmiania. Jak widać brunet stojący obok mnie także. Dziękowałam Bogu, kiedy mogłam spakować zakupione rzeczy do reklamówki. Bez słowa podziękowania wyszłam ze sklepu, nabierając w płuca świeżego powietrza.
- Nie masz nic przeciwko, jeżeli cię odprowadzę? I tak idę w tą samą stronę - przez moment zapomniałam o jego istnieniu. Czy to źle?
- Jasne - wzruszyłam ramionami. Grupka ludzi, którzy stali na parkingu dalej znajdowała się w tym samym miejscu, wiercąc dziurę w drzwiach wejściowych do marketu, jakby na kogoś czekali. Było zbyt ciemno, abym mogła powiedzieć ile dokładnie osób tam stało.
- Thomas! - usłyszałam czyjś krzyk. Chłopak nie zareagował, po prostu szedł obok mnie z rękami wciśniętymi w kieszeń. - Thomas!! - zniecierpliwiona osoba podbiegła do nas, kładąc rękę na ramieniu mojego towarzysza. - Udajesz głuchego czy co? - teraz mogłam przyjrzeć się tej osobie. Też był to chłopak. Włosy miał ciemniejsze niż Thomas, a oczy czekoladowe. Był odrobinę wyższy od bruneta stojącego obok mnie. - O, to pewnie na niej skupiłeś całą swoją uwagę, huh? - zapytał wymownie, lustrując mnie wzrokiem. Czułam się nieswojo. Bardzo nieswojo. Pozostała część jego grupy stała w tyle przyglądając się nam. - Jak masz na imię, skarbie? - przekrzywił głowę na bok czekając na odpowiedź.
- Skarbie? Czuję się jakbyś chciał mnie zakopać, by mnie nikt nie znalazł - fuknęłam, krzyżując ręce na piersi. A gdy nieznajomy zmarszczył brwi, dodałam - W końcu jestem skarbem - przewróciłam oczami.
- Wygadana - zaśmiał się, podchodząc bliżej.
- Zayn - Thomas zatrzymał go kładąc rękę na jego torsie. - Zostaw ją
- Dlaczego? - spojrzał na mnie ostatni raz oblizując przy tym usta. Przeszły mnie ciarki. Był przystojniejszy od nieznajomego ze sklepu. O wiele.
- Po prostu...nie dzisiaj, okay? - westchnął. Uniosłam ręce w obronnym geście.
- To ja może już pójdę - wskazałam ręką na osiedle za mną i odwróciłam się na pięcie, by jak najszybciej stąd odejść.
- Do zobaczenia wkrótce - tylko tyle zdążyłam usłyszeć, zanim zniknęłam z ich pola widzenia. I mogłabym przysiąc, że jeszcze jedna osoba z ich grupy zaśmiała się. Ten dźwięk dudnił mi w uszach przez całą drogę powrotną do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz