Kolejny rozdział za...

Nowe rozdziały w każdy czwartek o godz. 18:00!
Nie przegap dalszych losów Annebelle w tym mrocznym świecie.

czwartek, 29 listopada 2018

Rozdział 13


Harry's POV

Nie spodziewałem się, że mój przeciwnik będzie aż tak silny, ale gdyby nie rzucił mną o drzewo myślę, że spokojne dałbym mu radę. Dosłownie na moment straciłem przytomność, więc nie miałem kontroli nad tym, co się dzieje wokół mnie. Kiedy się ocknąłem nigdzie nie widziałem wampira, zamiast tego czułem krew. Dużo krwi. Szybko poderwałem się na nogi i w wampirzym tempie znalazłem się przy ciele Annabelle. Była blada, a z rany krew sączyła się obficie. Jeszcze kilka minut i się wykrwawi. Moje kły wysunęły się. Nie, nie mogę tego zrobić. Spojrzałem na jej twarz. I pomyśleć, że to ja chciałem doprowadzić ją do tego stanu i uciec zadowolony.
Ugryzłem swój nadgarstek i chciałem podstawić go pod jej usta, ale nie mogę tego zrobić. Ta rana jest zbyt poważna, nawet moja krew jej nie uleczy, więc gdybym ją podał, Ann i tak by umarła, ale z taką różnicą, że może stać się kimś takim jak ja. Louis by mi tego nie wybaczył. Została jedna opcja. Perrie. W ekspresowym tempie wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer dziewczyny.
- Masz dwie minuty, żeby przyjść do parku, teraz! - warknąłem do słuchawki, byłem zdenerwowany.
- Nie krzycz na mnie!
- Perrie, nie mam czasu na kłótnie
- Ale ja mam, dzwonisz zawsze kiedy czegoś chcesz
- Perrie, proszę. Dziewczyna praktycznie umiera mi na rękach. Pomóż mi, proszę - co ja narobiłem? Gdybym nie wyciągnął jej z domu nic by się jej nie stało.
- Będę za minutę

~*~
- Jaka dziewczyna? Od kiedy obchodzi cię życie twojego pożywienia? - Perrie pojawiła się tuż za mną, minęła chwila nim zauważyła Annabelle. - O mój Boże! - zakryła usta ręką i przyjrzała się ranie na szyi. - Jak mogłeś?! - nie spodziewałem się, że dostanę od niej w policzek z otwartej dłoni. W sumie należało mi się.
- To nie ja, okay?! To był inny wampir. Ja nie mam z tym nic wspólnego! - miałem, i to dużo, ale Perrie nie musi o tym wiedzieć. Nikt się o tym nie dowie.
- Dałeś jej swoją krew?
- Nie, nie wyleczę tej rany
- To dobrze, będzie można użyć potem hipnozy - skinąłem głową. Wampirza krew w organizmie blokuje hipnozę. Usiadłem obok i patrzyłem jak rana na szyi dziewczyny stopniowo się zmniejsza pod wpływem mocy Perrie. Będzie dobrze. Będzie dobrze.

~*~
Nie wiem ile dokładnie to wszystko trwało, ale rana wcale nie była mała. Widocznie ten ktoś nie dbał o to w jaki sposób wbija się szyję.
Kiedy blondynka uleczyła siostrę Louisa, ta zaczęła się powoli przebudzać. Skorzystaliśmy z okazji i wymazaliśmy jej wspomnienia z dzisiejszego wieczoru, a razem z nimi z jej pamięci zniknął obraz dzisiejszej próby zabicia. Odetchnąłem z ulgą. Już nigdy nie pozwolę sobą manipulować, będę się kontrolował, a to, co się dzisiaj wydarzyło zostanie tajemnicą.

Ann's POV

Obudziłam się jak nowonarodzona. Była godzina dziewiąta, ale mimo tego i tak za wygodnie leżało mi się w łóżku. Wczoraj chyba tak długo wybierałam książkę do przeczytania, że aż zasnęłam, bo nie pamiętam, abym jakąkolwiek czytała.
Odrzuciłam kołdrę na bok i wygrzebałam się z ciepłego łóżka. Mój brzuch dawał o sobie znać. Mam nadzieję, że Louis przyszykował już śniadanie.
Wolnym krokiem zeszłam po schodach, a po drodze związałam włosy w koka, aby było mi wygodniej. Mój brat krzątał się już po kuchni, więc usiadłam na krześle.
- Dzień dobry, jak się spało? - zapytał, stojąc do mnie tyłem.
- Dobrze
- Głodna?
- I to bardzo - uśmiechnęłam się do brata, który postawił przede mną talerz tostów. Były przepyszne, zresztą jak zawsze.
- Słuchaj, Ann, jutro wieczorem chciałbym gdzieś wyjść
- O, super, gdzie idziemy? - zapytałam przeżuwając kęs tosta. Louis westchnął i podrapał się po karku.
- W sensie ja z chłopakami - spojrzałam na brata. Opierał się o blat.
- Co będziecie robić?
- Uhh, chcieliśmy pojechać na jednodniowy biwak. Wiesz, odpocząć trochę
- Mogę jechać z wami? Prooszę - wyjazdu z miasta nie odpuszczę, też chciałabym się stąd wyrwać. Są wakacje, a ja cały czas siedzę w domu.
- To jest męski wyjazd
- Louis! - oparłam się na ręce
- Wykluczone Ann - brunet machnął na mnie ręką.
- Jutro zostanę sama w domu?
- Na to wygląda
- Cały dom tylko dla mnie?
- Tak
- Czyli mam wolną rękę?
- Ann-
- Super, skoro ty wyjeżdżasz, ja zrobię imprezę - przerwałam bratu i klasnęłam w dłonie. Zeskoczyłam z krzesła i skierowałam się w stronę łazienki. - Och, nie, czekaj, do tego trzeba mieć znajomych - burknęłam do siebie. Louis chyba to usłyszał, bo zaśmiał się pod nosem. Nie miałam ich zbyt wielu, a ci, z którymi utrzymywałam kontakt nie nadawali się na towarzystwo imprezowe. Westchnęłam. Jutro siedzę sama w domu.

Louis' POV

Czułem się z tym źle, że odmawiam Ann wspólnego wyjazdu, ale nie mogłem się zgodzić. To nie prawda, nie wyjeżdżamy na biwak. Jutro jest pełnia. Gdyby moja siostra z nami pojechała, to nawet nie chcę wiedzieć co by się mogło stać. Pełnia jest najgorszą rzeczą w naszym życiu, co miesiąc z przymusu przemieniamy się w wilkołaki, dlatego wolimy spędzać ten czas poza cywilizacją. W ten sposób nikogo nie skrzywdzimy.
Nie chcę też zostawiać Belle samej w domu, ale nic nie mogę na to poradzić. Chyba, że Perrie mogłaby dotrzymać jej towarzystwa.
Albo może to nie jest dobry pomysł ze względu na to, co się stało, gdy ostatni raz przebywała z moją siostrą sam na sam. Muszę to przemyśleć.

Annonymous' POV

Zostałam staranowana przez Iana w drzwiach wejściowych. Wrócił szybciej niż się spodziewałam, więc swój plan pozbycia się go muszę przesunąć na późniejszy termin. Na jego twarzy widniało zadowolenie. A więc zwiady się udały. Ciekawe z czym przychodzi. Wolnym tempem udałam się za nim do pokoju Jasona.
- Panie - ukłonił się. Ja byłam zmuszona zrobić to samo. Stanęłam sobie z boku, aby im nie przeszkadzać.
- Kath, czy masz mi coś ważnego do przekazania? - otóż to, nie miałam, ale jeżeli chciałam zostać w pomieszczeniu, musiałam coś wymyślić.
- To może poczekać - odparłam. Jason jest sztywnym dupkiem. Rozumiem, że wiek robi swoje, ale powinien się trochę dostosować do obecnych czasów, zamiast mówić "po staremu". Nikt go prawie nie rozumie.
- Przychodzę w sprawie zwiadów - Ian zabrał głos, zwracając tym samym na siebie uwagę blondyna.
- Ach, tak. Opowiadaj
- Udałem się do Londynu, aby rozeznać się w sytuacji, jak mi poleciłeś, panie. Stwierdzam, że towarzystwo Tomlinsona nie szykuje się do walki ani ataku - zacisnęłam usta, aby nie wybuchnąć śmiechem. Ta wymowa jest dziwna jak na panujące czasy, a ja sama nie pochodzę z niewiadomo jak dawna.
Jason chciał sprawdzić czy Tomlinson i cała ta grupka szykuje coś do obrony. Podobno przyznał się do zabicia Laury, a Jason nie odpuści. Na miejscu tej bandy broniłabym się.
- Czyli nie przejęli się zbytnio moim ostrzeżeniem
- Znalazłem coś innego. Najlepszą krew jaka kiedykolwiek istniała - zaczyna się robić ciekawie.
- Czuć tą krew w całej posiadłości, Ianie. Masz jej trochę na koszuli
- Można by powiększyć nasze zasoby

Już wyjaśniam. Jason ma swoje tak zwane "karmniki". Kolekcjonuje ludzi, którzy są przetrzymywani tylko dla krwi. Nie zabija ich od razu, po prostu pobiera ją. Inne wampiry mówią, że krew tych ludzi jest jak stare dobre wina, byle jakiej tam się nie znajdzie, więc jeżeli Ian znalazł kogoś takiego, to na miejscu tej osoby wolałabym uciekać. Osobiście nie chciałabym być zamykana w piwnicy tylko dla krwi. To pokazuje jakimi bestiami są wampiry, dlatego trzeba je zabić. - Owszem, skoro mówisz, że warto. Wrócisz tam razem z łowcami - łowcy krwi, to oni wyłapują najlepsze "przekąski".
- Tylko jest jeden szczegół. Natrafiłem na Stylesa, widocznie to była jego przekąska. Ta dziewczyna prawdopodobnie nie żyje, albo on zabrał ją ze sobą
- Wyślę więcej łowców, a teraz odejdź - gestem ręki wskazał mu wyjście. Więc teraz ja muszę poczęstować go swoim kłamstwem. Coś wymyślę.

Ann's POV

Kolejny dzień minął bardzo szybko. Wstałam, wzięłam prysznic, ubrałam się. Przez całe popołudnie oglądałam telewizję albo patrzyłam jak Louis pakuje się na biwak. Miał wyjść o siedemnastej. Zostało mu dwadzieścia minut.
- Gdzie jest twój śpiwór? - zapytałam, kiedy rzuciłam okiem na torbę podróżną. - Coś ty tam spakował? Nie zamierzasz chyba uciekać, prawda?
- Liam zajął się śpiworami i tak, zamierzam uciec - zaśmiał się, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- Ha ha, bardzo śmieszne
- Poradzisz sobie sama?
- Tak, możesz iść
- Perrie do ciebie zaraz przyjdzie, zostanie z tobą na noc - odwróciłam się plecami do brata powracając do oglądaniu serialu. Uniosłam kciuk w górę w ramach akceptacji pomysłu. Przynajmniej nie będę się nudzić.

~*~

Od momentu wyjścia Louisa przez pół godziny byłam sama, potem przyszła Perrie. Zrobiłam popcorn i włączyłyśmy jakiś film. Nie pamiętam tytułu, fabuła też raczej średnia. Dziewczyna chyba miała to samo zdanie na ten temat, bo latała wzrokiem wszędzie, byle nie na telewizor.
- Wyłączyć? - zapytałam, kiedy blondynka spojrzała na mnie. Pokiwała głową, więc to zrobiłam. - Co chcesz robić?
- Louis mówił, że rysujesz
- Mówił? Uhh, tak, rysuję
- Pokażesz mi?
- To są same bazgroły, nie ma co oglądać - wątpię, aby Perrie chciała zobaczyć krwawe rysunki niczym sceny wyjęte z horroru.
- Nie bądź taka, pokaż - klepnęła mnie w ramię i poszła do mojego pokoju. Zrobiłam to samo.
Wyciągnęłam pudełko spod łóżka, w którym znajdowały się teczki z moimi szkicami. Podałam jednego z nich dziewczynie. Lustrowała wzrokiem każdą kartkę, a ja milczałam.

Odcięte głowy, ale fajnie! 

- To jest to, co rysujesz? - zapytała z nutką zdziwienia w głosie.
- Myślałaś, że będą to same kwiatuszki, koniki i tęcze? Kiedy byłam mała, Louis lubił czytać mi swoje komiksy o potworach, kiedy szłam spać. Jego obwiniaj
- Nie, rysunki są dobre. Bardzo dobre - przyznała, zamykając teczkę i sięgnęła po następną. Odetchnęłam z ulgą. Zazwyczaj, kiedy pokazywałam swoje rysunki innym patrzyli na mnie jak na wariatkę. W gimnazjum miałam nauczycielkę plastyki w podeszłym wieku, to gdy to zobaczyła zrobiła nade mną znak krzyża. Ja wcale nie żartuję.
- Myślisz, że umiałabyś narysować mnie? - Perrie wyrwała mnie z zamyśleń. Zmarszczyłam brwi kiedy usłyszałam jej pytanie.
- Nie wiem, nigdy nie rysowałam portretu, ale mogę spróbować. Chwyciłam kartkę i ołówek. Dawno nie rysowałam, ale raczej nie wyszłam z wprawy. - Nie ruszaj się - mruknęłam, kiedy blondynka sięgała po kolejną teczkę.
- Przepraszam
Trochę zajęło mi zrobienie odpowiedniego szkicu, ale po kilku próbach dałam radę. Byłam zadowolona z efektu, mimo tego że dopiero połowa za mną. Ciężko było utrzymać Perrie bez ruchu, bo co jakiś czas zapomniała, że ją szkicuję albo zatracała się w swoich myślach.
- Kogo lubisz najbardziej z naszej paczki? Mam na myśli chłopców - spojrzałam pytająco na blondynkę.
- Uhh, nie wiem. Myślę, że Niall jest dość ciekawą osobą - wzruszyłam ramionami. - W sumie najlepiej się z nim dogaduję. Chociaż, gdyby się tak zastanowić to-
- Pociąga cię osobowość Harry'ego?
- Może nie tyle co pociąga, ale interesuje - mruknęłam. Zagryzłam wargę, kiedy poprawiałam kontur twarzy Perrie, a kiedy wszystko było już okay, uśmiechnęłam się do samej siebie.
- Zgodzę się, ma bardzo ciekawy charakter, ale czasem nie warto pakować się w taką znajomość
- Dlaczego? Nie odniosłam wrażenia, że jest jakiś bardziej inny od całej reszty. Może troszkę tajemniczy, ale wiesz jak to jest. Ludzie są ciekawi
- Masz rację. Ale bądźmy szczere, podoba ci się? - przerwałam rysowanie i skupiłam się na Perrie. Co mam jej odpowiedzieć? Szczerze, to nie wiem.
- Nie zaprzeczę, komu on się nie podoba? Jest dobrze zbudowany, wygląda całkiem dobrze, ma ładne oczy ale- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko - Co?
- Nic, kontynuuj
- Ale czasem potrafi być palantem, tyle - wzruszyłam ramionami. Nie oszukujmy się, Harry jest przystojny, ale nie podoba mi się psychicznie, w sensie, że jestem nim zauroczona czy coś. Czasem potrafi mnie zdenerwować.
Chciałam poprawić jeszcze trochę oczy i nos w tym szkicu, więc spojrzałam ponownie na dziewczynę. Moje tętno przyspieszyło, a ja sama rzuciłam przed siebie szkicownik, kiedy przed moimi oczami ujrzałam jakąś obcą twarz. Był to dosłownie ułamek sekundy. Nie widziałam tej twarzy wyraźnie, ale dało się poznać rysy mężczyzny. Niby trochę znajome, ale nie wiem skąd mogę kojarzyć. Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej.
- Wszystko w porzątku? - Perrie dotknęła mojego ramienia, a rzucony szkicownik odłożyła na bok.
- Tak, tak myślę - założyłam włosy za ucho, kiedy trochę się uspokoiłam.
- Co się stało?
- Wydawało mi się, że coś zobaczyłam - dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Co zobaczyłaś?
- Wiesz, jak masz te wszystkie straszne gry i co jakiś czas przed ekranem miga ci jakaś twarz? To jest dosłownie sekunda. Ja miałam tak samo. Nie wiem co to było, ale ta twarz miała krew na sobie - przyłożyłam dłoń do czoła. - Nie przejmuj się, mam coś z głową, szkice mi się udzielają - zaśmiałam się i sięgnęłam po szkicownik.
- Czy to była jakaś znajoma twarz?
- Nie wiem, coś niby kojarzę, ale nie wiem skąd - zmarszczyłam brwi i wróciłam do rysowania. Perrie już nie zadawała pytań, zatraciła się w swoich myślach.

Kath's POV

Minęły trzy godziny odkąd Ian wrócił do posiadłości. Co jakiś czas mijałam go na korytarzu, a on z każdym spotkaniem wyglądał coraz bladziej, ale wampiry nie chorują. W pewnym momencie chciałam pójść po zaprzyjaźnioną czarownicę, która leczy tutejsze byty nadprzyrodzone z poważnych obrażeń, ale tak sobie pomyślałam, że w końcu pozbyłabym się Iana bez kiwnięcia palcem. Jednakże nie mogłam tak zrobić. Kiedy Jason dowiedziałby się, że widziałam stan Iana a nic nie zrobiłam, miałabym poważny problem. On jest pupilkiem Jasona, także zaryzykowałam i poszłam po Judith.
- Kath, kochana, co mogę dla ciebie zrobić? - powitała mnie buziakiem w policzek. Jud miała trzydzieści lat, ale była dla mnie jak starsza siostra. Bardzo mi pomogła.
- Słuchaj, na korytarzu siedzi Ian, coś niewyraźnie wygląda. Poszłabyś na niego zerknąć? - wykrzywiłam się, że mu pomagam, ale coś musiałam zrobić. Judith pokiwała głową i wyszła razem ze mną.
Najpierw rzuciła okiem na Iana. Był bardziej blady, o ile to możliwe.
- Myślisz, że pożywiał się ostatnio zwierzęcą krwią? Nie wszystkie wampiry ją trawią
- Wątpię, niedawno wrócił z Londynu i mówił, że dobrą przekąskę znalazł
- Przekąskę? Masz na myśli człowieka? - pokiwałam głową. Judith spojrzała na jego koszulę, która była splamiona bodajże krwią jego ofiary, a następnie ją zdjęła.
- Co robisz?
- Wezmę tą krew do badania. Może ktoś zażywał jakieś ziele -
Ian był ledwo przytomny. Razem z czarownicą zostawiłyśmy go opartego pod ścianą, bo niewiele mogłyśmy teraz zrobić. Po chwili usłyszałyśmy huk, a wampir leżał nieprzytomny na podłodze. Judith podbiegła do niego i jedną rękę położyła na jego klatce piersiowej, a drugą podłożyła pod głowę.
- O mój Boże - wyszeptała. Ukucnęłam obok niej.
- Co się stało? Nie żyje?
- Wręcz przeciwnie, wsłuchaj się - obie zamilkłyśmy. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy usłyszałam bicie serca.
- To niemożliwe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz